niedziela, 10 kwietnia 2016

Uważaj czego pragniesz - rozdział VI

Zapraszam Was w ten wyjątkowy dla mnie dzień na VI rozdział "Uważaj czego pragniesz".
Wyjątkowy dla mnie, z powodu urodzin które dziś właśnie mam.
Pozdrawiam ciepło!

Beta: mariakoy

* * *

Blondyn siedział na powalonym pniu drzewa. Jego wzrok utkwiony był w płomieniach ogniska, zaś jego myśli krążyły wokół trzech kwestii – zemsty na kuzynie, ocaleniu Montague oraz związku z Hermioną. Dopiero teraz zaczynał rozumieć, że małżeństwo to także odpowiedzialność za drugą osobę. Że ma się o nią troszczyć, opiekować. Nie chciał, żeby poczuła się przez niego wykorzystana. Nie chciał także, żeby myślała, że ożenił się z nią tylko po to, aby pozbyć się irytujących wielbicielek. A miała przecież prawo tak uważać. Nie zbliżył się przecież do niej w ogóle. Choć spali w jednym łóżku, to jeszcze nigdy nie dotknął jej w sposób w jaki powinien jako mąż. Podniósł wzrok i spojrzał się na Wiktora. Jego myśli nakierowały się na dawny związek Bułgara z Hermioną. Na ile blisko ze sobą byli? Czy ze sobą spali? Jego dłonie samoistnie zacisnęły się w pięści, na samą o tym myśl. Pokręcił głową, aby pozbyć się tych natrętnych myśli.

- Skoro Ty nie chcesz iść spać, to ja się z przyjemnością zdrzemnę – nie czekając na odpowiedź swojego towarzysza, poszedł do namiotu.

Położył się na posłaniu. Długo przekładał się z boku na bok, nie mogąc zasnąć. Dopiero po dłuższej chwili udało mu się odpłynąć w objęcia Morfeusza, jednak był to sen niespokojny. O dziwo tylko przy żonie zasypiał od razu i przesypiał całą noc...

* * *

Krum został sam przy ognisku. Od dzieciństwa cierpiał na bezsenność - przesypiał dwie, trzy godziny na dobę. Więcej nie mógł, po prostu nie potrafił. Całej nocy nie przespał nawet przy Hermionie, co kobieta dość szybko odkryła. Martwiła się jego przypadłością, nie mogąc niestety w żaden sposób mu pomóc. Uśmiechnął się blado na myśl o dawnej Gryfonce. Od samego początku miał świadomość, że ich związek nie będzie trwał długo. Gdy znów pojawił się w jej życiu, próbując odbudować to, co zostało zerwane, ona była już bez pamięci zakochana w Malfoyu. Nic nie było w stanie tego zmienić, nawet to, że Draco złamał jej serce, odchodząc bez słowa. Wiktor proponował jej nawet przeprowadzkę – bardzo chciał, by kobieta zamieszkała z nim w Bułgarii. Ale ona nie była w stanie opuścić Londynu. Żyła nadzieję, że któregoś dnia powróci tam blondyn – że odnajdzie odpowiedź na pytania, które trawiły jej duszę. Jej modlitwy zostały wysłuchane i mężczyzna wrócił. Jednak w dniu, w którym przekroczył granicę Wielkiej Brytanii, on i Hermiona nie byli już parą. Ich związek już od dawna należał do przeszłości – pozostali jednak przyjaciółmi.

* * *

Kingsley Shacklebolt wpatrywał się w usiane gwiazdami niebo nad Londynem. Kolejną noc spędzał w swoim biurze w Ministerstwie. W ten sposób miał chociaż poczucie, że czuwa nad bezpieczeństwem mu podległych. Wyglądał okropnie – szara cena i worki pod oczami świadczyły o zmęczeniu i męczącej go bezsenności. Minęło kilka lat, odkąd ostatnio denerwował się tak zamieszkami w czarodziejskim świecie. Obecnie jednak piastował stanowisko Ministra Magii, czuł więc jeszcze większą odpowiedzialność. Wciąż wierzył, że jakimś cudem uda się uniknąć wojny i że zapewni czarodziejom, a także mugolom leniwie płynące dni ze spokojnym snem. Z rozmyślań wyrwało go pukanie do drzwi.

- Proszę – powiedział zdziwiony odwiedzinami o tak późnej porze. Gdy jednak przez drzwi weszło dwóch mężczyzn – na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.

- Dobrze, że już jesteście. Wejdźcie – zaprosił ich do środka.

* * *


Kobieta siedziała na parapecie okna i wpatrywała się we wschodzące po niebie słońce. Nie spała od kilku godzin – śnił jej się koszmar. Ten sam, który nawiedzał ją od kilku dni – odkąd blondyn wyjechał. Odkąd wyruszył na misję, nie mogła znaleźć sobie miejsca. Jej myśli były zaprzątnięte przeczuciem, że stanie się coś złego. Martwiło ją, że odczuwa ten dziwny niepokój. Nie mogła pozbyć się go ze swojego serca, duszy. Poczuła chłodny powiew i otuliła się ramionami. Nagle czyjaś dłoń dotknęła jej ramienia. Odruchowo zacisnęła mocniej palce na różdżce. Gdy była sama, zawsze miała ją blisko siebie. Nauczyła ją tego wojna z Voldemortem – być zawsze gotową odeprzeć atak. W myślach zaklęła tylko cicho – pozwoliła za bardzo odpłynąć w myślach i nie słyszała, jak ktoś wszedł do pomieszczenia. Odwrócił się w stronę przybysza. Jej czekoladowe oczy otworzyły się szeroko ze zdziwienia, a różdżka wyleciała z dłoni.

- Draco?

Zerwała się ze swojego miejsca i przywarła do niego. Jej usta odnalazły jego i złożyły na nich krótki pocałunek. Pocałunek, w którym kryła się jej miłość i obawa o jego życie. Nie liczyło się dla niej, czy ją za chwile odepchnie czy nie – najważniejsze, że wrócił. Że jest. Poczuła jak jego silne ramiona ją obejmują. Zanurzył twarz w jej włosach – ich zapach kojarzył się mu ze spokojem i bezpieczeństwem, które zapewniało mu życie z nią.

- Wróciłem zgodnie z obietnicą – wyszeptał wprost do jej ucha.

Ciepły oddech spowodował dreszcz na jej ciele. Kobieta odsunęła się od niego – pokój wyłonił się z mroku nocy i oślepiał ich teraz słoneczny blask. Z jej ust wyrwał się cichy krzyk, gdy zobaczyła pokaleczone ciało męża. Przysunęła krzesełko i kazał mu na nim usiąść, po czym zabrała się za przemywania ran. Nagle poczuła uścisk jego dłoni na swojej ręce.

- Nie musisz tego robić, to przecież nic takiego – powiedział cicho, ale zdecydowanie.

- Muszę. To mój obowiązek.

- No tak, jesteś przecież najlepszym magomedykiem.

- Przede wszystkim jestem twoją żoną. I to jest dla mnie najważniejsze.

Zapadła cisza. Kasztanowłosa skupiła się na opatrywaniu ran męża. On zaś właśnie rozmyślał o niej i ich małżeństwie. Z myśli wyrwał go jej cichy głos.

- Jak to się stało?

- To była zasadzka. Zaskoczyli nas.

- Nas? – spytała zdziwiona.

- Mnie i Wiktora. Razem przybyliśmy do Londynu. Musiał pilnie rozmawiać z Ministrem.

Hermiona o nic więcej nie pytała. Po paru minutach skończyła opatrywać mu rany.

- Gotowe – na jej twarzy pojawił się mały uśmiech.

- Dziękuję – Malfoy wstał i poszedł do łazienki.

Kobieta zaś oparła głowę na krzesełku i nie minęła chwila, a zasnęła. Gdy Draco wrócił, zastał ją śpiącą w takiej pozycji. Obraz ten spowodował uśmiech na jego twarzy. Podszedł do niej, wziął na ręce i przeniósł na łóżko. Przykrył ją kocem i miał już odejść, gdy poczuł jak jej dłoń delikatnie łapie go za rękę.

- Proszę zostań ze mną – powiedziała sennie.

Mimo, że zaskoczyły go jej słowa, postanowił spełnić jej prośbę. Położył się obok i już po chwili oboje znajdowali się w objęciach Morfeusza.

* * *

Dwóch mężczyzn nawet nie zauważyło, że nastał nowy dzień – byli tak pogrążeni w rozmowie. Przeglądali mapy i omawiali taktykę na najbliższe dni. Z dyskusji wyrwało ich pukanie do drzwi.

- Proszę - Kingsley odezwał się zdecydowanym głosem.

- Przyszła Isobell Cuevas – panna Sune weszła do pomieszczenia. - Ma zaczekać, czy podać jej inny termin spotkania?

- Ja i tak już wychodziłem – Wiktor wstał. – Dokończymy tę rozmowę później – spojrzał w stronę Ministra. Shacklebolt kiwnął twierdząco głową.

- Zaproś ją – przekazał swojej asystence.

Bułgar wychodząc z pomieszczenia minął się z drobną blondynką. Ich spojrzenia na chwilę się spotkały – jednak ta szybko odwróciła od niego wzrok. Mimo to on i tak dojrzał to, co chciała ukryć – samotność. Taką samą jaką czuł.

* * *

Kobieta kolejny raz wędrowała cmentarnymi alejkami. Gdy dotarła na miejsce, uklęknęła przy grobie i przesunęła dłonią po marmurowej płycie. Jej chłód spowodował u niej dreszcze. Położyła mały bukiet niezapominajek na środku nagrobka. Wpatrywała się w nie z uwagą, pozwalając by jej myśli swobodnie płynęły. Tyle lat nie była w Anglii, mimo że jej życie było nierozerwalnie połączone z tym krajem. Dzięki Léonowi zrozumiała, że tak naprawdę uciekała przed samą sobą. Przed konsekwencjami decyzji, które podjęła i kwestii, o której zdecydowali jej rodzice. To właśnie państwo Parkinson wysłali ją na VII rok nauki do Akademii Magii Beauxbatons. Uznali, że to będzie dla niej najlepsze rozwiązanie – we Francji nikt by nie powiązał jej nazwiska z Voldemortem, a co za tym idzie mogła znaleźć bogatego męża, pochodzącego oczywiście z rodu czystej krwi. Zanim skończyła szkołę – jej ojciec znalazł jej kandydata na męża, wymuszając złożenie przez nią wieczystej przysięgi, że go poślubi. Tak właśnie poznała Léona – Caisse d'Acquin, który był idealnym kandydatem. Pochodził z książęcego rodu, a jego przodkowie zasiadali na europejskich tronach. Po złożeniu przysięgi urwała kontakt z rodziną. Nie mogła zrozumieć, czemu została zmuszona do związku bez miłości, a wcześniej do pozostawienia przyjaciół i przeniesienia się do obcego kraju. Nie potrafiła odnaleźć odpowiedzi na dręczące jej pytania – zwłaszcza czemu jej matka zawsze stała po stronie ojca i zgadzała się z nim. Dopiero, gdy poznała swojego narzeczonego zrozumiała, czemu został jej wybrany. Był przede wszystkim inteligentny i emanowała od niego siła – potrafił także ją rozśmieszyć. Niestety, gdy zrozumiała błąd w swoim rozumowaniu i chciała naprawić relacje z mamą, okazało się, że ta zmarła. Pansy odcięła się wtedy całkowicie od wiadomości z Anglii. Zbudowała wokół siebie mur, który skruszył dopiero jej przyszły mąż. I to on przekonał ją, by wróciła do rodzinnego domu zanim się pobiorą.

* * *

Kobieta spacerowała po parku. Po jej postawie widać było lekkie zdenerwowanie – wywołało je spojrzenie tajemniczego mężczyzny w Ministerstwie. Obudziło w niej uczucia, które tłumiła przez długi czas. W ciągu ostatnich dwóch lat zwiedziła wiele krajów, ale nigdzie nie mogła znaleźć swojego miejsca. Zapomniała o samotności i zagubieniu, ale spojrzenie czarnych oczu nieznajomego przypomniało jej o tym. Może dlatego, że jego wzrok mówił to samo, co jej? Westchnęła cicho i wystawiła twarz do słońca. Ciepłe promienie delikatnie muskały jej skórę. Nagle usłyszała dziwny dźwięk i zobaczyła małe papierowe ptaki lecące w jej stronę. Złapała jednego i uśmiechnęła się szeroko, widząc postać młodej kobiety.

- Pansy? Co ty tu robisz? - zawołała ze śmiechem.

- Wróciłam, załatwić ostatnie formalności przed ślubem – przyjaciółki mogły wreszcie przytulić się na powitanie. - Ale co ty robisz w Londynie? Nie powinnaś przypadkiem podbijać swoją charyzmą Azji?

- Azjatycka przygoda się już niestety skończyła, czego bardzo żałuję. Ojciec uznał jednak, że potrzebuje mnie w Catalunyi. Do Londynu przysłał mnie po ważne dokumenty – westchnęła zrezygnowana – a wolałabym siedzieć teraz w Tajlandii na plaży i popijać kolorowe drinki. Są najlepsze na całym świecie!

- Delfinku, ty się chyba nigdy nie zmienisz! - Pansy wybuchnęła śmiechem.

- Możesz do mnie mówić Is, Bella, tylko nie 'Delfinku'! Tyle razy cię o to prosiłam! - w oczach blondynki pojawiły się iskierki złości.

Isobell Delphine Cuevas-Brown nienawidziła swojego drugiego imienia i przydomku, który wymyśliła dla niej przyjaciółka. Jej matka wywodziła się z rodu Brown, w którym tradycją było nadawanie córkom imion pochodzenia kwiatowego. Dziękowała Merlinowi i Morganie Le Fay za to, że jej rodzice nadali jej to imię jako drugie, a nie pierwsze jak jej dalekiej kuzynce – Lavender. Tak, była zdecydowanie w lepszym położeniu.

- Nie złość się już - Parkinson uśmiechnęła się lekko. - Lepiej chodźmy na kawę, Delfiknku - obie kobiety wybuchnęły śmiechem.

* * *

Kobieta z czułością przyglądała się śpiącemu mężowi. Jej oczy lśniły ze szczęścia, że wrócił cały i zdrowy. Że jej prośby zostały wysłuchane. Opuszkami palców dotknęła łagodnie jego policzka, czując przyjemne ciepło po kontakcie z jego skórą. W tym momencie Draco otworzył oczy i spojrzał na nią zaskoczony. Z lekkim przerażeniem odsunęła dłoń.

- Dzień dobry – odezwała się cicho. – Dobrze Ci się spało?

- Tak. Ale teraz jestem strasznie głodny. Zjadłbym coś dobrego – uniósł się lekko i oparł na ramieniu, drugą zaś ręką przejechał po rozczochranych włosach.

- Dasz mi chwilę? Przyniosę coś do jedzenia.

- Do łóżka?

- Tak. Czasem miło jest zjeść śniadanie właśnie w takim miejscu – nie czekając na odpowiedź wyszła z sypialni.

Po kilku minutach kobieta wróciła z tacą z jedzeniem, którą postawiła na łóżku. Sama zaś usiadła obok.

- Smacznego – uśmiechnęła się wesoło.

- Dziękuję – sięgnął po pieczywo. – A ty nie jesz?

- Za chwilę, na samym powietrzu nie da się żyć – zaśmiała się, patrząc na niego. – Dostaliśmy zaproszenie na jutrzejszy wieczór na kolację do Lavender i Rona.

- Przyjęłaś je?

- Czekałam na Twoje zdanie.

- Ale czy Ty byś chciała iść? – spojrzał na nią z uwagą.

Wzrokiem przeszywał ją na wylot.

- Tak, ale jeśli nie chcesz, to nie pójdziemy.

- Skoro chcesz, to ja się zgadzam.

Na twarzach obojga pojawiły się uśmiechy.

* * *

Hermiona kończyła się malować. Zadowolona z efektu, który osiągnęła - uśmiechnęła się do siebie. Sięgnęła po wiszący na fotelu sweter i dołączyła do czekającego na nią męża. Z jej ust nie znikał wyraz radości, który odwzajemnił Malfoy. W jego oczach można było dostrzec podziw – dla niego zawsze była najpiękniejsza ze wszystkich. Już w Hogwarcie jej to mówił, mimo że wtedy nie chciała mu wierzyć. Dziś widział, że wreszcie w to uwierzyła. Nie rozumiał tylko, ile w tej przemianie zależało od niego. To dla niego chciała być tym najrzadszym, najpiękniejszym kwiatem w całym ogrodzie. Tylko razem stanowili siłę nie do pokonania – ona o tym wiedziała, on miał dopiero się o tym dowiedzieć.

* * *

Przyjęcie w domu państwa Weasleyów pełne było wybuchów śmiechu – zwłaszcza za sprawą Georga i Rona, który na ten dzień przygotowali premierę kilku magicznych gadżetów z ich sklepu. Wśród atmosfery radości i zabawy przyjaciele wypytywali Pansy o zbliżający się ślub, a Isobell o pobyt w Azji. Panna Cuevas-Brown żałowała, iż nie uczestniczyła w ślubie kuzynki, ale w Bangkoku przedłużyły się mediacje nad umową, w której reprezentowała interesy ojca. Blondynka od razu skupiła uwagę wszystkich osób, opowiadając z humorem historie jakie spotkały ją na obcym kontynencie. Tylko Hermiona wydawała się nieobecna – z uwagą wpatrywała się w pannę Parkinson. Nikomu się do tego przyznała, nawet Ginny, jako swojej najlepszej przyjaciółce – ale w głębi duszy czasem bywała jeszcze o nią zazdrosna. O jej relacje z Draco – ich związek z przeszłości, który zakończył się przyjaźnią na całe życie. Nie tylko ona była wyjątkowo milcząca tego wieczoru. Mężczyzna siedzący niedaleko niej także pogrążony był we własnych myślach, które zaprzątała ta urocza blondynka, z pasją opowiadająca w tym momencie o Królestwie Tygrysów. Jej postać go zaintrygowała. Pamiętał wyraz jej oczu w gabinecie Shacklebolta. Nic o niej nie wiedział – oprócz tego jak się nazywała. A to przecież za mało, by móc obdarzyć kogoś uczuciem, prawda? Przecież on – Wiktor Krum – nie wierzył w miłość od pierwszego wejrzenia.

* * *
* * *

9 komentarzy:

  1. Świetny rozdział ❤
    Momenty Dramione mnie zabiły! To kochane, że tęsknili za sobą... Ja uważam to za krok do (w końcu) szczęśliwego związku, chociaż oczywiście wszystko zależy od Ciebie! :)
    Historia Pansy jest ciekawa. Szkoda mi tylko, że nie zdążyła pożegnać z matką. W dodatku jeszcze została zmuszona do małżeństwa... Nie ma łatwego życia :/
    I jestem na TAK, jeżeli chodzi o Kruma i Delfinka! Niech będą razem, żeby Wiktor przestał marzyć skrycie o Hermionie! (Jestem pewna, że to robi, mimo że "pogodził" się z myślą, że Hermiona jest z Draco).

    I chciałabym złożyć Ci spóźnione życzenia urodzinowe! Wszystkiego najlepszego, dużo zdrowia, szczęścia i miłości, wielu sukcesów zarówno w życiu realnym, jak i na blogu, tony weny i spełnienia marzeń! :)

    Pozdrawiam serdecznie,
    Feltson

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana to nie tyle zależy ode mnie, co od nich samych.
      Czasem zupełnie nad nimi nie panuję - i sama się zastanawiam, jak to dalej się potoczy.
      Is i Wiktor jeszcze zaskoczą - lubię zakończone historie, a Krum w książce nigdy jej nie dostał. Tu mam nadzieję, że jego losy zostaną odpowiednio przedstawione.

      I bardzo, bardzo dziękuję za życzenia!
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Witaj! Serdecznie pragnę zaprosić Cię na konkurs, który trwa na Stowarzyszeniu Dramione:)) Więcej szczegółów pod linkiem:))
    Pozdrawiam serdecznie!

    http://stowarzyszeniedramione.blogspot.com/2016/04/konkurs.html#more

    Przepraszam za spam:(

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział bardzo fajny :)
    Podobały mi się sceny z udziałem naszego kochanego dramione <3
    Czyżby Draco był zazdrosny? Na to wygląda :D
    Przepraszam, że tak krótko ale jestem w pracy i mam mało czasu
    życzę weny na kolejne rozdziały
    Pozdrawiam
    Arcanum Felis

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Draco zaczyna sobie uświadamiać pewne rzeczy. Kiedyś kochał Hermionę całym sercem i to uczucie nie zniknęło. Tylko okoliczności się zmieniły. On uczy się pewnych spraw na nowo.
      Również pozdrawiam i dziękuje za znalezienie chwili. ;)

      Usuń
  4. Ciekawy pomysł. Jeszcze się nie spotkałam z takim połączeniem np. Krum i Delfinka, więc :D nie jestem w sumie wielką zwolenniczką Kruma, ale! Zobaczymy jak to poprowadzisz. Świetny szablon, ale wiadomo w końcu autorstwa Mii z land-of-grafic
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze w książkach brakowało mi jego dalszej historii - w końcu był kimś ważnym dla Hermiony, a później tak po prostu znika z jej życia. Chciałam by i on dostał swoje zakończenie.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Świetne dialogi, cudowne opisy <3 Zapowiada się obiecującą :3 Czekam z niecierpliwością na cd oraz życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za miłe słowa!
      Pozdrawiam. :)

      Usuń