piątek, 26 lutego 2016

Uważaj czego pragniesz - rozdział IV



I oto już czwarty rozdział historii Draco i Hermiony.


Dedykowany mojej guru od sama wiesz czego - dziękuję za pomoc! Arcanum Felis


Beta: mariakoy





* * *
* * *

Promienie słońca poprzez firanki delikatnie wpadały do pomieszczenia. Oświetlały śpiącą parę. Kasztanowe kosmyki włosów kobiety rozrzucone były niedbale na poduszce. Jeden z promyków oświetlał twarz, sprawiając że na jej czole pojawiła się mała zmarszczka. Wtuliła się jeszcze bardziej w ukochanego, który obudził się właśnie w tym momencie. Był zdziwiony. Po raz pierwszy od bardzo dawna przespał w spokoju całą noc. Bez koszmarów nawiedzających go od dzieciństwa. Spojrzał na żonę przytuloną do niego. Przypomniał sobie wydarzenia z wczorajszej nocy. Taniec. Powrót do domu. I pocałunek… Tylko gdy ona była w pobliżu nie wiedział jak ma się zachować. Nie chciał nawet sam przed sobą przyznać, że małżeństwo z Hermioną zmieniło jego życie. Że dzięki niej odzyskał nadzieję na lepsze jutro. I że może przestał już być mścicielem…

* * *

Granger-Malfoy wciąż z zamkniętymi oczyma wyciągnęła ręce. Trafiła jednak na pustkę – znów leżała sama w łóżku. Przez chwilę pomyślała, że wydarzenia z poprzedniej nocy były tylko snem. Pięknym, ale mimo wszystko tylko snem. Zawinęła się kołdrą i patrzyła ze smutkiem na pustą połówkę łózka. Marzyła o tym, że któregoś poranka on w nim będzie, że obudzi się przy nim. Westchnęła cicho i udała się do łazienki.

* * *

Kobieta weszła do kuchni. Przystanęła zaskoczona, widząc w pomieszczeniu blondyna. Mężczyzna stał do niej tyłem. Nagle odwrócił się i zapytał:

- Witaj Hermiono. Masz może ochotę na kawę?

Pokiwała twierdząco głową i usiadła przy stole. Draco postawił przed nią kubek z ciepłym płynem. Spojrzała na niego z wdzięcznością i wzięła naczynie do ręki. Zachwyciła się aromatem kawy trzymanej w dłoniach – sam zapach kofeiny pobudzał ją już do działania. Napiła się gorącego płynu, a jej organizm zalała fala rozluźnienia. Od razu poczuła się lepiej. Malfoy usiadł koło niej.

- Na którą umówiłeś się z Ronem? – ciszę przerwała była gryfonka.

Spojrzała uważnie na twarz męża – w szczególności na jego oczy. Uwielbiała się w nie wpatrywać.

- Powiedział, że możemy przyjść jak tylko wstaniemy.

- On naprawdę ma zamiar świętować przez cały tydzień?

- Tak, przecież go znasz. Jak już się na coś uprze, to to zrobi.

- To prawda… Tylko jedna rzecz mu nie wyszła, nie mógł Ciebie odnaleźć… Mimo złożonej mi obietnicy – dokończyła nieco smutniej.

Zaległa pomiędzy nimi cisza. Hermiona powróciła do wspomnień. Tak bardzo cierpiała po odejściu Draco.

Nie było dnia, w którym by przez niego nie płakała. W którym by o nim nie myślała. Nie rozumiała tego, co się stało. Czemu tak nagle zniknął i zostawił ją bez wyjaśnienia? Pozostali członkowie Złotej Trójki bardzo ją wtedy wspierali. Wzięli nawet wolne w pracy i wyruszyli na poszukiwania arystokraty. Misja niestety zakończyła się bezowocnie. Blondyn z uwagą przyglądał się żonie. Widział, że zmienił się jej wyraz twarzy – stała się smutna. Położył delikatnie rękę na jej dłoni, czym oderwał ją od rozmyślań.

- Nie myśl już o tym. Najważniejsze, że znów jesteśmy razem.

Kobieta spojrzała na niego i skinęła delikatnie głową. W jego oczach znalazła obietnicę i spokój.

* * *

Granger-Malfoy siedziała przed toaletką i malowała się. Jej mąż czekał już na nią w salonie, a ona jak zwykle nie mogła się zdecydować, co ma założyć. W końcu postawiła na sukienkę w granatowym kolorze. Skromna, długości za kolano z szerokimi ramiączkami podkreślała jej urodę. Skończyła się malować i dołączyła do czekającego Draco. Gdy ją zobaczył nie mógł wyjść z podziwu. Nie odezwał się jednak słowem. Uśmiechnął się lekko i podał jej rękę. Według niego Hermiona wyglądała pięknie we wszystkim co założyła. W niczym nie przypominała tej dziewczyny sprzed lat z wieloma kompleksami.

Blondyn jednak nie wiedział jednej ważnej rzeczy – a mianowicie, że robi to wszystko dla niego. Że chce być piękna tylko dla niego.

* * *

Państwo Malfoy nie byli pierwszymi gośćmi Weasley'ów. Przed nimi zdążyli przyjść Ginny z Harrym. W przeciągu godziny posiadłość rodu Brown zapełniła się gośćmi. Świętowanie zaślubin Rona i Lavender na nowo się rozpoczęło. Jednak pomimo uśmiechów na twarzach wielu osób, ich serca były skażone bólem, wątpliwościami, smutkiem.

* * *

Tydzień zabawy, ucztowania, świętowania minął w mgnieniu oka. Teraz trzeba było tylko posprzątać całą posiadłość rodu Brown, co nie było takie łatwe. Rodzinny dom panny młodej wyglądał tak, jakby przeszło przez niego tornado. I faktycznie tak było. Był to huragan o nazwie Weasley'owie. Jeden członek klanu rudowłosych potrafił dobrze zamieszać, ale cała rodzina w jednym miejscu – aż dziwne, że nie skończyło się to jakimś wybuchem. Jednak rodzice blondynki byli szczęśliwi. Ich córka wyszła za mąż z prawdziwej miłości. Tylko oni na początku nie akceptowali tego związku. Chcieli, by Lavender poślubiła jakiegoś arystokratę i żyła szczęśliwa w bogactwie. Uważali, że relacja z najmłodszym synem Artura przyniesie trud i cierpienie ich jedynaczki. Z tego powodu wielokrotnie w ich domy wybuchały kłótnie. Panna Brown w tej sprawie była jednak nieugięta. Przeciwstawiła się woli ojca. Walczyła o możliwość bycia z ukochanym. I wygrała. Po raz pierwszy wyszła z ukrycia. Pokonała swoją nieśmiałość. Udowodniła swoją siłę. Opłaciło się, bo dziś mogła cieszyć się swoim małżeństwem w pełni.

Pan Brown stał na balkonie i spoglądał na ogród, okalający posiadłość. Niebieskie oczy utkwione były szczególnie w jednym miejsce – różany ogródek szczególnie uwielbiany przez jego córkę. I to właśnie o niej myślał w tej chwili. Dzisiejszego dnia Lavender wyprowadzała się z domu. Doskonale wiedział, że ten dzień musiał w końcu nastąpić. Nie przypuszczał jednak, że nastąpi tak szybko. Przed sobą samym nie umiał ukryć faktu, że jest mu z tym bardzo ciężko. Oddawał w końcu swoją córkę, która teraz domem będzie nazywała zupełnie inne miejsce. A czas spędzny w posiadłości rodzinnej pozostanie tylko kolejnym zamkniętym etapem jej życia. Szczególnie będzie mu brakowało jej śmiechu, rozbrzmiewającego w całym budynku. Od dziś na co dzień będzie mógł się w niego wsłuchiwać Ronald. Westchnął cicho. Przypomniał sobie, jak bardzo ranił w przeszłości swoją córkę. Słowami i czynami, a ona nigdy się na nic nie skarżyła. Wszystko zawsze przyjmowała godnie, z honorem. Tylko jeden raz sprzeciwiła się jego woli – wtedy, gdy kazał zakończyć jej związek z Weasley'em. Na zawsze zapamiętał jej krzyk z tamtego dnia. Łzy, spływające po jej policzkach. I trzask drzwi. To trzaśnięcie jakby otworzyło mu oczy. Wtedy właśnie zrozumiał, że Lavender nie jest już małą dziewczynką. Że stała się silną kobietą, walczącą o to, co dla niej ważne. Nigdy jej tego nie powiedział, ale podziwiał ją wtedy za tę odwagę. Walkę o bycie z ukochanym. Udało się jej osiągnąć cel – przekonała rodzinę, że tylko z Ronem może być szczęśliwa. Westchnął i odwrócił wzrok od ogrodu. Za dużo było w nim wspomnień związanych z jego córką. Dziecka, które utracił na zawsze. Zamiast małej dziewczynki miał już przed sobą dorosłą, pewną siebie kobietę. Kochającą i kochaną.

Mężczyzna odwrócił się, gdy usłyszał dźwięk otwierających się drzwi. Weszła przez nie blondynka.

- Przeszkadzam? – zapytała cicho.

- Nie. – ojciec popatrzył na nią z uwagą.

Jego odpowiedź zadowoliła ją, dlatego wciągnęła Rona do pokoju. Pan Brown widział ogromny uśmiech na twarzy córki. Czuł radość jaka od niej biła. W jej oczach, tak samo niebieskich jak jego, dostrzegał ogrom miłości. Uczucia, jakim obdarzyła męża. Uśmiechnął się – wiedział, że oddaje córkę w dobre ręce. Był szczęśliwy.

- Przyszliśmy się pożegnać… – kobieta zaczęła cicho.

Podeszła do ojca i się do niego przytuliła. On objął ją mocno. Trwali tak przez chwilę. Potem mężczyzna pocałował ją w czoło i wziął za rękę, którą podał rudowłosemu.

- Opiekuj się nią. – powiedział, patrząc na Wesley'a.

- Przy mnie nic złego się jej nie stanie.

Na twarzach całej trójki gościły uśmiechy.

* * *

Blondyn spoglądał w niebo usiane gwiazdami. Jego myśli krążyły chaotycznie. Myślał o rodzicach. Kuzynie. O zemście. O obietnicach, które złożył i których to nie dotrzymał. O żonie – kobiecie, która sprawiła, że mógł choć na chwilę zrzucić maskę. Dzięki której dostrzegał inny cel niż tylko pomszczenie rodziny. Na nim spoczęło zadanie odbudowy rodu. Chciał aby nazwisko Malfoy ponownie zajęło godną pozycję w świecie czarodziejów.

* * *

Kobieta siedziała przed toaletką i kończyła się malować. Chciała wyglądać przepięknie. W swojej głowie miała już ułożony plan odzyskania ukochanego. Wzięła nawet krótki urlop w pracy, by móc zrealizować swoją taktykę i być bliżej Pottera. Musiała zrozumieć czemu poślubił on rudowłosą. Czego zabrakło jej – a co miała jedyna córka Molly? Rozumiała fascynację Ginny, gdy ta grała zawodowo w quidditcha – nie raz spotykały się podczas meczu. Wybraniec związał się jednak z kobietą, gdy ta po 5 latach gry zrezygnowała z drużyny i otworzyła kwiaciarnię. Związała włosy w kucyk i opuściła hotelowy pokój. Miała nadzieję, że spacer poprawi jej humor. Być może los postawi na jej drodze kogoś interesującego?

* * *

Mężczyzna siedział w swoim gabinecie i przeglądał dokumenty. Na jego twarzy widać było wyraz zdenerwowania. Nie mógł uwierzyć w to, co czytał. Jego ręka, trzymająca pergamin zaczęła się trząść. Wypuścił go z dłoni, a twarz ukrył w dłoniach.

- Dlaczego właśnie teraz? Dlaczego mam psuć tą radość i spokój, który wreszcie zapanował w czarodziejskim świecie?

Oblicze zagrożenia było jednak zbyt duże, by móc je zlekceważyć.

- Panno Sune! – krzyknął.

Kobieta weszła do pomieszczenia. Zauważyła wszędzie porozrzucane papiery, które ktoś będzie musiał posprzątać. Tym kimś oczywiście była ona.

- Tak?

Czarnoskóry nawet na nią nie spojrzał. Pośpiesznym ruchem pióra skreślał słowa na pergaminie. Dokumenty zwinęła w rulonik i podał go asystentce.

- Sprowadź do mnie jak najszybciej te osoby.

- Dobrze. – czarnowłosa ukłoniła się i wyszła.

Shacklebolt ponownie został sam.

* * *

Draco patrzył zdziwiony na pergamin z wezwaniem do Ministra Magii. Zastanawiał się, czemu został do niego wezwany. I dlaczego miał się stawić w trybie natychmiastowym.

- Coś się stało? – zapytała kobieta, widząc reakcję męża.

- Kingsley mnie do siebie wzywa. Mam się u niego stawić jak najszybciej.

W jej czekoladowych oczach można było dostrzec zaskoczenie. Ale także i strach. Nagłe wezwania praktycznie zawsze oznaczały misje. A te pilne wezwania – te niebezpieczne. Nie pokazała jednak po sobie, że jest zmartwiona tą wiadomością.

- Muszę tam iść – stalowe tęczówki wpatrywały się z uwagą w jej twarz.

Czekał na jej reakcję.

- Dobrze. Mam nadzieję, że wszystko jest w porządku – podniosła na niego wzrok.

Przez chwilę wpatrywali się w siebie, po czym mężczyzna się teleportował. Hermiona została sama w pomieszczeniu. Objęła się ramionami – czuła chłód, rozchodzący się po jej ciele. Martwiła się. Przeczuwała, że stało się coś złego.

* * * 
* * *


środa, 17 lutego 2016

Uważaj czego pragniesz - rozdział III



Zapraszam bardzo na III rozdział historii Draco i Hermiony.
Przygotowałam dla Was herbatę i ciasteczka w ramach podziękowania. :)
Beta: nieoceniona mariakoy


Rozdział dedykowany M.D. - mojej wspaniałej, od tylu lat wspierająca dobrym słowem.



* * *

Dzień ślubu Lavender i Rona naszedł w mgnieniu oka. Od samego rana w posiadłości rodziny Brown panował zamęt i ogromne poruszenie. Jednak mimo wszystko najbardziej zdenerwowana była blondynka.

- Gdzie są moje kwiaty? A biżuteria? – co i raz słychać było krzyk dochodzący z jej pokoju.

Hermiona, która przed chwilą przyszła, zaśmiała się z niej, jednak szybko podeszła do przyjaciółki i ją przytuliła.

- Lav, spokojnie. Wszystko będzie dobrze. A teraz masz się uspokoić i usiądź. – jednym ruchem posadziła ją na krzesełku. – Muszę Cię przecież uczesać i umalować, zapomniałaś? – wzięła do ręki szczotkę i zaczęła rozczesywać piękne, lśniące włosy dziewczyny.

- A co do Twojego bukietu, to się nie martw – Ginny go jeszcze upiększa. Chce żeby był idealny, jak dzisiejsza panna młoda.

Na policzkach blondynki pojawiły się rumieńce. Nie wiedziała, co odpowiedzieć na komplementy uzdrowicielki. Zapanowała pomiędzy nimi cisza. Kasztanowłosa mogła w spokoju upinać włosy przyszłej pani Weasley.

- Lepiej mi powiedz, co u Ciebie i Malfoya? – panna Brown przerwała w końcu tę ciszę. – Gdzie on teraz jest?

- A gdzie może być? Poszedł z Harrym uspokajać Twojego ukochanego. Ronald wariuje jeszcze bardziej niż Ty! – perlisty śmiech pani Granger-Malfoy rozległ się po całym pomieszczeniu.

Na twarzy Lavender również widniał uśmiech. Hermiona nachyliła się nad nią.


- Dzisiaj Twoje marzenia w pełni się ziszczą. I wierzę, że szczęśliwie przeżyjecie całe życie – razem.

- A ja chciałabym, żeby pomiędzy Tobą a Draco wreszcie się ułożyło…

- Też tego chcę. A teraz przestańmy mówić o smutnych rzeczach, tylko cieszmy się Twoim ślubem. 

* * *

Nadeszła wreszcie godzina ceremonii. Po schodach na początku zeszły przyjaciółki panny młodej – najpierw Ginny, która od razu podeszła do ukochanego męża i go przytuliła. A następnie Hermiona, która wyglądała przepięknie. Nawet Draco zaskoczony był jej widokiem. Sukienka, w kolorze błękitu i grafitowe dodatki (biżuteria, buty i torebka) podkreślały jej urodę. Blondyn podszedł i podał żonie rękę. Kobieta z uśmiechem na twarzy pewnie ją złapała. I tak trwali aż do rozpoczęcia ceremonii. Zaślubiny odbyły się w ogrodzie w posiadłości rodziców panny Brown. Świadkami byli właśnie Hermiona i Harry. Na ślubie prawie wszystkie dziewczyny uroniły łzy wzruszenia. Kasztanowłosa także – chciała przecież aby jej małżeństwo było równie udane, jak związek Weasley'ów.
* * *

Hermiona stała zamyślona i patrzyła w niebo. Zabawa weselna trwała w najlepsze. Tylko jej było ciężko na duszy. Chciała, żeby ten dzień był idealny dla Lavender i Rona, dlatego postanowiła nie martwić ich swoim smutkiem. Nagle poczuła, jak ktoś kładzie jej rękę na ramieniu.

- Zatańczymy? – spojrzała i ujrzała ciemną czuprynę.


- Z miłą chęcią.

Weszła do środka i zaczęła tańczyć z Krumem. Przez pewien czas byli nawet parą… Pomimo, że odrzucała wszystkich zapatrzonych w nią facetów, nie mogła postąpić tak z Bułgarem. Lubiła go i wierzyła, że uda im się stworzyć udany związek. W przeszłości przecież byli już razem. I dawał jej wtedy szczęście.A ona? Nie potrafiła nawet dla niego wyprowadzić się z Londynu… Więc o czym tu w ogóle mówić? Nie wyczuwała pomiędzy nimi tej magii, dzięki której mogłaby być z nim. Po zakończeniu związku, bała się, że stracą kontakt. A tego nie chciała – był przecież jej przyjacielem. Tak się jednak nie stało – Wiktor szybko wyrzucił z pamięci pretensje i żale. Nie chciał jej przecież unieszczęśliwiać na siłę. Nie związał się jednak z nikim później. Kasztanowłosa jednak miała cichą nadzieję, że już niedługo szukający pozna dziewczynę, którą pokocha i która odwzajemni jego uczucie. Kibicowała mu z całego serca. Wirowała w jego ramionach. Z boku obserwował ją Malfoy. Był zdziwiony widokiem żony w ramionach Kruma… Sam przed sobą nawet nie chciał przyznać, że go ten widok poruszył… Widział przecież doskonale, że byli oni kiedyś parą… Że mężczyzna był bardzo w niej zakochany. Zacisnął dłonie w pięści. Był zły. Ale czy zazdrosny?

* * *

Właścicielka czekoladowych oczu usiadła zmęczona na schodach przed domem Lavender. Tańce z Wiktorem ją wykończyły. Chciała chwilę odpocząć. Nie było to jej jednak dane. Obok niej zmaterializowała się postać męża. Blondyn wyciągnął w jej stronę rękę.

- Zatańczymy?

Dziewczyna popatrzyła na niego uważnie. W jej oczach zalśniły iskry radości. Podała dłoń, którą on mocno i pewnie złapał. Wprowadził żonę na parkiet. Hermiona przytuliła się do niego. Na jej twarzy namalowany został uśmiech prawdziwego szczęścia. Zaczęli tańczyć.

* * *

Rudowłosa weszła do pokoju Lavender. Chciała chociaż przez chwilę odpocząć. Jej stan w końcu tego wymagał. Położyła się na łóżku. Kątem oka dojrzała album, leżący na szafce przyjaciółki. Zaczęła oglądać stare fotografie, zrobione w większości kilka lat temu… Nagle wśród nich dostrzegła zdjęcie, przedstawiające Harry'ego i Cho. Szatyn był wtulony w ukochaną. Ginny poczuła silne ukucie w sercu. Łzy napłynęły jej do oczu i już po chwili spływały po jej policzkach. Pękła. Po prostu pękła. Wszystkie emocje, które w sobie kryła w jednej chwili znalazły ujście – i to wcale nie z powodu tego jednego zdjęcia. Nie z powodu przeszłości, ale teraźniejszości. Panna Chang była jednym z gości zaproszonych na wesele. Wyglądała przepięknie. Czarna obcisła sukienka, podkreślała jej idealną figurę. Nie było mężczyzny, który by się za nią nie obejrzał – jedynym wyjątkiem był Ronald, zapatrzony w świeżo poślubioną żonę. Ale ona krążyła ciągle wokół jednego – Pottera. Piwnooką bolał widok rozmawiającego z Krukonką męża. Ale kiedy zaczęli tańczyć nie wytrzymała i uciekła. Tak zwyczajnie uciekła – właśnie tutaj. Do starego pokoju przyjaciółki. Ciągle przed oczami miała widok, przytulającej się Cho do Harry'ego. Już od bardzo dawna dręczyły ją wątpliwości. Uważała, że Wybraniec jest z nią tylko z powodu , iż jest w ciąży. Że mąż tak naprawdę jej nie kocha. Że uczuciem wciąż darzy szkolną miłość.

* * *


Potter wszedł do pokoju. Zobaczył, leżącą na łóżku kobietę i do niej podszedł. Usiadł obok i pogłaskał po głowie. Palcami przeczesał jej piękne, rude włosy, które tak uwielbiał. Piwnooka odwróciła się w jego stronę. Na jej policzkach widać było jeszcze ślady łez.

- Skarbie, co się stało? – zapytał, krążąc przy tym kciukiem po jej podbródku.

- Nic. – chciała opuścić głowę, ale mąż jej na to nie pozwolił.

Przytrzymał jej brodę i nakierował twarz tak, by na niego patrzyła.

- Widzę przecież, że płakałaś…

- To naprawdę nic takiego… – szatyn zbliżył się do niej i pocałował delikatnie.

- Po co przyszedłeś do mnie? Źle się bawisz?

- Na dziś zabawa się skończyła. Wszyscy padają ze zmęczenia. Jednak Ron już zapowiedział, że jak się wszyscy wyśpią, to mają od razu przyjść i bawić się dalej. – na jego twarzy gościł uśmiech.

Uśmiech, który pojawiał się tak rzadko. Który ona tak bardzo kochała. I który dziś widoczny był przez cały wieczór.

- Więc wracajmy do domu. – kobieta podniosła się.

Szatyn podał jej rękę i pomógł wstać. Ino próbowała ukryć swoim ciałem przed nim album, tak, żeby go nie zobaczył. Myślała, że się udało. Harry jednak dojrzał zdjęcie jego i Cho… Zdziwił się tym widokiem. Jednak o nic nie zapytał żony.

* * *

Państwo Malfoy wracali do domu w niezbyt dobrym stanie. Prawdę mówiąc – to ledwie trzymali się na nogach. A wszystko przez Ronalda, który uznał, że świadkom należą się karne kolejki, za niewywiązywanie się w pełni ze swoich obowiązków. Najbardziej oberwało się właśnie właścicielce kasztanowych włosów – najbliżsi przyjaciele uznali, że ona piła najmniej – więc powinna to nadrobić… Stąd stan w jakim się znaleźli, gdy wracali do domu. Na niebie wstało słońce. Leniwe pierwsze promienie oświetlały okolicę. Wszędzie panował atmosfera uśpienia, wypoczynku. Tylko ta para wracała o tej porze do domu. Od państwa Wesley wyszli jak ostatni (nie licząc tych, którzy nocowali w posiadłości rodziny Brown). Nagle kobieta potknęła się o wystający korzeń. Przed upadkiem ochroniło ją silne ramię męża, który w ostatniej chwili ją złapał. Ich twarze znalazły się tylko kilka centymetrów od siebie. Na policzki obojga wkradły się rumieńce – u niego były one jednak delikatne – zaś u niej doskonale widoczne. Zamarli tak przez chwilę. Hermiona nie mogąc się powstrzymać musnęła męża usta swoimi. To delikatne muśnięcie już po chwili przerodziło się w pełen namiętności pocałunek. Kobieta przekazała w nim całą swoją miłość do męża. Draco zaś, ku jej zdziwieniu wcale jej nie odtrącił.

* * *

Granger-Malfoy pierwsza weszła do domu. Jej dłoń nadal bezpiecznie spoczywała w ręce jej męża. Choć była bardzo zmęczona, to nie chciała jeszcze iść spać. Nie chciała przerwać tej wspaniałej chwili. Odważyła się walczyć o marzenia. O stworzenie szczęśliwego związku z ukochanym. I o jego miłość. I jedną bitwę już wygrała. Nie odtrącił jej. Musnęła usta mężczyzny swoimi. Po czym poszła do łazienki. Zmyła makijaż i przebrała się. Kiedy wróciła do sypialni, zobaczyła śpiącego blondyna. Malfoy padł ze zmęczenia – nawet nie zdążył się przebrać. Kobieta zaśmiała się cicho na ten widok i wsunęła się do łóżka. Położyła się na swojej części łóżka. A już po chwili i ona także smacznie spała. Nie wiedziała jednak, że jej ciało jest od niej dużo mądrzejsze – po paru chwilach Hermiona leżała wtulona w ciało męża, jej głowa spoczywała na jego ramieniu.

* * *

Czarnowłosa siedziała na parapecie okna i patrzyła w niebo. Roziskrzone gwiazdy odbijały się w jej oczach. Mimo, że była zmęczona po przyjęciu weselnym, to nie kładła się spać. Nie mogła zasnąć. Ciągle myślała o pewnej osobie. O szatynie, który skradł jej serce. A którego straciła przez głupi błąd. Chciała go odzyskać. Nie interesowało jej to, że Harry był obecnie mężem Ginny. I to, że ta spodziewa się ich dziecka. Cho żałowała tego, co zrobiła w przeszłości. Że zniszczyła ten związek. Że pozwoliła Potterowi tak po prostu odejść… Że nie starała się nawet walczyć o ich wspólną przyszłość… Że była tak zaślepiona przeszłością, że pozwoliła odejść swojej przyszłości. Po szkole stracili kontakt na parę lat, a gdy go odnowili okazało się, że on poślubił pannę Weasley. Gdy się o tym dowiedziała była wściekła. Złość czuła zwłaszcza do siebie. Postanowiła wtedy, że pokaże mu co stracił. Że odzyska go za wszelką cenę. Zawsze dostawała od życia to, czego chciała. Więc dlaczego tym razem miałoby być inaczej?

* * *

Rudowłosa przebudziła się w nocy. Usiadła na łóżku i wpatrywała się w twarz śpiącego męża. Tak jakby podświadomie szukała w nim jakieś zmiany. Jakby chciała zobaczyć, że jest tam namalowany wyraz miłości jego do panny Chang. Nie mogła się pozbyć tych myśli. Już od dawna dręczyły jej duszę. Co z tego, że Harry był wobec niej troskliwy i czuły, skoro ona brała to wszystko jako wyraz jego miłości nie do niej, ale do dziecka, którego się spodziewała. Ona – zawsze wierząca w siebie. Dziewczyna bez kompleksów. A teraz, gdy stała się kobietą. Zyskała wątpliwości. I strach… Strach przed tym, że wszystko, co kocha straci…

* * *

Lavender nie mogła zasnąć. Była przepełniona radością. Leżała wtulona męża, który już od dawna smacznie spał. Nawet zdarzało mu się co jakiś czas zachrapać. Czasem nie mogła uwierzyć w to, co ją spotkało. Że ma takie szczęście. Że jest z tym, którego od tak dawna kocha. I który ją także obdarzył uczuciem. Poczuła jak Ron obejmuje ją jeszcze bardziej. Przez sen. W takich chwilach wierzyła, że nic nie odbierze jej męża. Że nic nie odbierze miłość ukochanego.

niedziela, 14 lutego 2016

Dribble II

Z okazji Walentynek taki mały upominek z mojej strony - II dribble w życiu!
Samych szczęśliwych dni!
PS. tekst zainspirowany jednym z filmów, przeze mnie ulubionych - "10 things I hate You".

* * *

-  Nienawidzę Cię.
-  Kochasz.
-  Gardzę Tobą.
-  Uwielbiasz.
-  Nie znoszę Cię.
-  Szalejesz.
-  Nienawidzę.
-  Pragniesz.
-  Obrzydzasz mnie.
-  Ubóstwiasz.
-  Jesteś odpychający.
-  Jestem Twoją słabością.
-  Nienawidzę Cię.
-  Oszukujesz się.
-  Nienawidzę Cię. 
-  Znów kłóci się Twoje serce z rozumem.
-  Najbardziej nienawidzę tego, że nie potrafię Cię nie nienawidzić. Kocham Cię, Draco.
-  A ja Ciebie, Hermiono Malfoy.

czwartek, 11 lutego 2016

Uważaj czego pragniesz - rozdział II

Wybaczcie, że tak długo kazałam Wam czekać na nowy rozdział. 
Bez dłuższych wstępów - zapraszam na II rozdział.
I proszę o pozostawianie okruszków w postaci komentarzy. 
Beta: mariakoy
* * *
Właścicielka kasztanowych włosów otworzyła oczy. Znów leżała sama w łóżku, ale dzisiaj obudziła się już spokojniejsza. Wczorajszy obiad z Draco znów obudził w niej nadzieję. Nadzieję na lepsze jutro. Jutro spędzone z Nim w szczęściu i miłości. To ciągle było jej marzeniem. Zeszła do kuchni. Na stole leżała kartka.
Pamiętam o wieczornym spotkaniu, ale nie wiem, czy się wyrobię, żeby po Ciebie przyjść. Prawdopodobnie się spóźnię, ale będę na pewno. Spotkamy się na miejscu. Zawsze dotrzymuję danego słowa. D.”
Nalała sobie kawy do kubka. Jeszcze raz przeczytała wiadomość.
A co jeśli on się nie zjawi? Nie przyjdzie?- cichy głos w jej głowie szeptał słowa, które zatruwały serce i duszę.
Potrząsnęła głową.
- Muszę Mu ufać. Jest moim mężem, a małżeństwo musi opierać się na wzajemnym zaufaniu. Przyjdzie, będzie na pewno! – dokończyła zdecydowanym głosem.
Spojrzała na zdjęcie stojące na szafce - przedstawiało ją, Harry'ego i Rona. Złotą Trójkę po II Bitwie o Hogwart, tuż po pokonaniu Voldemorta. To była najważniejsza chwila w jej życiu. Właśnie wtedy wierzyła, że wszystko się zmieni, że będzie mogła być z ukochanym chłopakiem. Na fotografii dało się dostrzec tę nadzieję w jej wzroku, który poszukiwał blondyna. Pamiętała radość która przepełniła jej serce, gdy zobaczyła go wchodzącego w tej samej chwili do Wielkiej Sali. Podbiegła wtedy do niego i na oczach wszystkich pocałowała. Już nie musieli się ukrywać. Już na zawsze mieli być razem.
Potrząsnęła głową ze smutkiem. Nie lubiła powracać myślami do tamtych dni. Chwila, która miała być tą najszczęśliwszą, okazała się wstępem do piekła, jakie ją czekało. Otchłani, którą pochłonęła ją tuż po tym, jak Ślizgon odszedł z jej życia, pozostawiając wielką pustkę. Łamiąc jej serce na miliony niedających się posklejać kawałków. Ale rozum płatał jej figle, ciągle przywołując wspomnienia tamtych chwil. A pamiętała wszystko. Każde spojrzenie, każdy dotyk, pocałunek. Chwile spędzone razem, ukradkiem wykradzione codzienności.
Zaczęło się przecież od nienawiści i lekcji profesora Slughorna. To on wymyślił, by połączyć Ślizgonów i Gryfonów w pary do pracy nad eliksirami. Odwołał się przy tym do słów Dumbledora: “Będziemy na tyle silni, na ile będziemy zjednoczeni. I na tyle słabi, na ile będziemy podzieleni.” I tak oto została połączona ze swoim największym szkolnym wrogiem. A jej serce odnalazło miłość, obezwładniającą, jedyną. Spotkała uczucie, które na zawsze ją odmieniło.
***
Siedziała przed toaletką i rozczesywała włosy. Od najmłodszych lat stanowiły jej zmorę. Próbowała zrobić piękną fryzurę, ale kosmyki i tak sterczały. Żyły własnym życiem. W końcu zrezygnowana sięgnęła po różdżkę i wypowiedziała zaklęcie, a na jej głowie uformował się idealny kok. Następnie zaczęła się malować. Wytuszowała rzęsy, a na usta nałożyła błyszczyk w jej ulubionym kolorze – dojrzałej wiśni. Wstała i podeszła do łóżka, na którym leżało parę sukienek. Przez parę minut nie wiedziała, którą założyć. Przymierzała kolejne, coraz bardziej zniechęcona. W końcu wybrała klasyczną małą czarną i szpilki w tym samym kolorze. Spojrzała na zegarek. Wskazówki niemiłosiernie wskazywały godzinę przyjęcia. Jeśli nie chciała się spóźnić, nie mogła dłużej czekać na męża. Hermiona westchnęła i teleportowała się w pobliże domu Lavender. Sama. Bez Draco.
***
Trzy przyjaciółki kończyły ostatnie przygotowania w kuchni. Trzy kolory włosów - jasne, ciemne i rude, przeplatały się gdy te szybko uwijały się z ostatnimi daniami. Nagle do kuchni zajrzał Harry:
- Ginny chodź już do pokoju. Miałaś się nie przemęczać!
- Nic mi się nie stanie od głupiego krojenia! Daj mi spokój!
Kobieta wypchnęła męża za drzwi.
- On mnie tym pilnowaniem wykończy… – westchnęła.
- Kocha Cię i się o Ciebie troszczy. - blondynka uśmiechnęła się.
- Jest zawsze przy Tobie. Nie powinnaś narzekać… – dodała cicho Hermiona.
- A właśnie – gdzie jest szanowny pan arystokrata Malfoy? – zaśmiała się piwnooka.
- Nie wiem gdzie jest. Nie jestem jego Aniołem Stróżem…
- Ale jesteś przecież jego żoną… – blondynka popatrzyła na nią z uwagą.
- Powiedział, że się spóźni, ale przyjdzie na pewno. Obiecał mi to… – na jej twarzy pojawił się mały uśmiech, ale ton głosu wyrażał inne uczucie.
Smutek. Przyjaciółki popatrzyły na nią z troską. Przez chwilę trwały w ciszy.
- Co się dzieje? – zapytała Ginny
- Co ma się dziać? Jestem tak okropna, że mój mąż nawet się do mnie zbliża. Unika mnie na każdym kroku! Myślicie, że to jest w porządku? – w jej oczach zalśniły łzy.
Odwróciła się tyłem do współtowarzyszek. Nie chciała by zobaczyły, że płacze. Że okazała słabość. Przecież w czasach szkolnych była uznawana za jedną z najodważniejszych osób. A w świecie czarodziejów mówiono, że jest najmądrzejszą czarownicą od czasów Roweny Ravenclaw. A tymczasem ona pozwoliła na to, by to serce kierowało jej życiem, a nie rozum.
Poczuła jak obejmują ją drobne ramiona przyszłej pani Weasley.
- Nie jesteś okropna. Jesteś wspaniałą kobietą, która zasługuje na bycie szczęśliwą. I tak będzie – blondynka próbowała ją uspokoić.
- Daj mu szansę na to żeby zrozumiał swój błąd. Niech sam stara się go naprawić – dodała Ginny. - Na Harry'ego to podziałało.
Ich relacja też na początku odbiegała od idealnych. Ona – zakochana w nim od najmłodszych lat, a on – wiecznie nie zwracający na nią uwagi, tratujący ją tylko jak młodszą siostrę swojego przyjaciela. Gdy dowiedziała się o uczuciu, które rozwijało się między nim a Cho Chang, jej serce bolało jak nigdy przedtem. I wtedy zrozumiała, że jeżeli dalej będzie tak postępować to nigdy nie będzie z ukochanym. Odpuściła. Zaczęła żyć własnym życiem. I wtedy los okazał się być dla niej łaskawy. Mężczyzna zrozumiał, że to ją właśnie kocha. Niedługo później zostali parą i pobrali się. Rudowłosa czule pogłaskała się po brzuchu. Zawsze tak robiła, gdy tylko pomyślała o ukochanym. W końcu dziecko, które w sobie nosiła było owocem jej miłości do męża.
- Będzie dobrze zobaczysz. Widać to na przykładzie moim i Ginny – uśmiechnięta Lavender odwróciła w swoją stronę kasztanowłosą.
Otarła chusteczką mokre ślady na jej policzkach.
- Teraz wyglądasz prawie jak człowiek.
Granger-Malfoy spojrzała na nią ze zdziwieniem.
- Prawie? – wyszeptała.
- Tak, bo masz wciąż załzawione oczy. Proszę Cię nie martw się o Malfoya! Dzisiaj masz się bawić! Zrozumiano?
Uzdrowicielka pokiwała głową twierdząco.
- No i to mi się podoba! – piwnooka promieniała radością.
- O wilku mowa – odezwała się blondynka, wskazując wejściowe drzwi.
Hermiona poczuła uciśnięcie w żołądku. Jej przyjaciółki zaczęły wynosić jedzenie do pokoju, ale ona została w kuchni. Nie chciała dopuścić do szybkiej konfrontacji z ukochanym. Zwłaszcza, że jeszcze przed chwilą przez niego płakała. Draco zaś przywitał się z przyjaciółmi. Nigdzie jednak nie dostrzegał swojej żony.
Nie przyszła? Czyżby czekała na mnie w domu? zastanawiał się.
- Ginny nie wiesz gdzie jest Hermiona? – zapytał w końcu przechodzącą obok rudowłosą.
- Jest w kuchni.
Mężczyzna skierował się do wskazanego mu pomieszczenia.
* * *
* * *
Malfoy wszedł do pomieszczenia. Oparł się o framugę drzwi i popatrzył z uwagą na żonę. Ta zaś była zupełnie nieświadoma jego obecności. Kończyła właśnie zmywać i gdy odłożyła ostatni talerz odwróciła się, a na jej twarzy pojawiło się zaskoczenie.
- Draco… – wyszeptała cicho.
Jej oczy wyrażały bezgraniczny smutek. Spuściła głowę, aby blondyn nie zauważył, że płakała. On oczywiście zobaczył to, co ta chciała przed nim ukryć – ślady łez pod oczami. Wrócił pamięcią do obrazu sprzed lat… Wtedy też płakała… O wiele częściej niż teraz… I też przez niego. Uśmiechnęła się, starając się ukryć smutek.
- Coś się stało? – zapytał
- Skądże. Chodźmy się bawić – nie czekając na jego odpowiedź, minęła go w drzwiach i chciała iść do pokoju.
Chciała, ale powstrzymał ją żelazny ucisk jego dłoni na jej przegubie.
- Co się dzieje? – ponowił pytanie.
- Naprawdę nic – wyrwała dłoń z jego uścisku.
Odwróciła się do niego tyłem i oparła ręce na krawędzi blatu stołu. Przez chwilę zaległa pomiędzy nimi cisza.
- Jednak przyszłeś… – wyrzuciła z siebie cicho wypowiedziane słowa, tak jakby miały być tylko przeznaczone dla niej.
Jednak on je usłyszał.
- Wątpiłaś, czy spełnię swoją obietnicę? – zapytał.
Nic nie odpowiedziała. Zacisnęła tylko lekko pięści. I powieki, aby kolejne łzy nie spływały po jej policzkach. Podszedł do niej i dotknął jej brody. Podniósł jej głowę do tak, aby na niego spojrzała.
- Wątpisz we mnie? W moje słowa?
Nadal cisza.
- Hermiono, czy Ty mi ufasz?
I znowu nic. Jego pytania pozostawały bez odpowiedzi. Opuścił rękę, która dotykała jej twarzy. Odwrócił się i zamierzał już wyjść do przyjaciół, gdy usłyszał, ledwie słyszalny głos żony:
- Ufam Ci… Tylko boję się, że… – urwała.
Popatrzył na nią z uwagą. Tak jakby samym spojrzeniem swoich szarych tęczówek.
- Boisz się mnie?
- Nie – wyszeptała.
- Więc czego się boisz?
- Tego, że pewnego dnia się obudzę i Ciebie nie będzie. Że wyjdziesz bez słowa i już nie wrócisz. Że znów odejdziesz. A moje serce znów będzie połamane na tysiące kawałków. I już nikt i nic nie będzie w stanie ich poukładać… Wolę już żyć z Tobą i czuć się jak więzień własnego domu, w którym i Ty czujesz się tak obco… Niż znów być sama… – po jej policzkach płynęły łzy.
Mężczyzną wstrząsnęły jej słowa. Nie wiedział co zrobić. Podszedł do niej i podał chusteczkę.
- Nie płacz… Proszę…
Spojrzała na niego zdziwiona. Przez nigdy o nic jej nie prosił, tym bardziej, żeby nie płakała. On zaś w tym momencie odwrócił się i wyszedł. Kasztanowowłosa otarła szybko łzy i poszła do łazienki doprowadzić się do normalnego stanu. Kiedy wróciła do pokoju, nigdzie nie mogła znaleźć męża.
* * *
Hermiona przytuliła przyjaciółkę.
- Dziękuję za wszystko. To był naprawdę miły wieczór – szepnęła do ucha blondynce.
- Nie masz mi za co dziękować. Cieszę się, że miło spędziłaś ten czas. I mam nadzieję, że wszystko się ułoży… – Lavender uśmiechnęła się promiennie.
- Dziękuję – bezgłośnie wypowiedziała kasztanowłosa.
Na jej twarzy pojawił się uśmiech. Przed wyjściem pocałowała jeszcze Rona w policzek. Ten w odpowiedzi wyszczerzył do niej zęby.
- Mam nadzieję, że się wam podobało – bardziej stwierdził niż zapytał.
- Oczywiście, że tak. Ale wiem dobrze, że nie masz wcale dłużej ochoty tutaj stać i ze mną rozmawiać. Pożegnaliście już wszystkich gości i wreszcie możesz spędzić trochę czasu z Lav – zaczęła się śmiać.
Przez chwilę przypomniał jej się obraz sprzed lat – blondynka zapatrzona w Weasleya, a on w niej. Dobrze, że w końcu przejrzał na oczy i związał się z tą, która mogła obdarzyć go szczęściem i miłością. Rudowłosy, o ile to możliwe, uśmiechnął się jeszcze szerzej na te słowa.
- Szczerze? To o niczym innym nie marzę – roześmiał się.
- Wiem o tym doskonale. Dobranoc – pomachała mu jeszcze na do widzenia.
Kobieta zaczęła iść w stronę domu. Sama. Nagle za drzewa wyszedł Malfoy. Przystanęła zdziwiona. Ostatnio coraz bardziej była zdziwiona jego zachowaniem. Nie mogła nadążyć za jego tokiem myślenia.
- Myślałam, że już poszedłeś… – powiedziała cicho.
Wiatr zaczął mocniej wiać i bawić się jej włosami.
- I pozwolić, żebyś sama wracała? Co inni by na to powiedzieli?
No tak – inni. Tylko dlatego jesteś taki miły.gorzkie myśli zaczęły wkradać się do jej serca. Szli w ciszy. Nocne powietrze nie należało do najcieplejszych. Dziewczyna już po przejściu paru kroków poczuła, jak robi się jej zimno.
Czemu nie wzięłam ze sobą żadnego okrycia?!”była na siebie zła. Objęła się rękoma – chciała choć trochę się ogrzać. Ale to jej nie pomagało. Nagle poczuła jak ciepły materiał otacza jej ramiona. Spojrzała zdziwiona na męża, który zdjął marynarkę i nią ją opatulił.
- Zmarzniesz… – wyszeptała.
- Nie martw się o mnie. Poradzę sobie.
- Dziękuję…
Pomiędzy nimi zaległa cisza. Żadne z nich nie odezwało się aż do powrotu do domu.
* * *

Hermiona wyszła spod prysznica. Założyła koszulkę nocną i poszła do sypialni. Była pusta. Westchnęła cicho i położyła się na łóżku. Okryła się szczelnie kołdrą – nie chciała marznąć. Przez parę minut leżała z otwartymi oczami, wpatrując się w ciemności. Później zasnęła. Draco obserwował ją z balkonu, na którym stał. Po chwili odwrócił się i zatopił spojrzenie w czarnym niebie. Zastanawiał się, co ma zrobić dalej ze swoim małżeństwem.

czwartek, 4 lutego 2016

Dribble I

II rozdział "Uważaj czego pragniesz" pojawi się w weekend, a już dziś zapraszam Was bardzo serdecznie na krótki utwór - dribble. To moje pierwsze spotkanie z tym rodzajem pisania.
Zapraszam do czytania i pozostawiania po sobie śladów. :)

* * *

Zamknij oczy. Wsłuchaj się w to, co ukryte. Zapomnij to, co było. Zapomnij, że jesteś. O tym kim jesteś. Zapomnij o swym pochodzeniu. O nieczystej krwi. O rodzicach mugolach. O domu Lwa i gryfońskich cechach.
Nabierz powietrza w płuca. W chwili, gdy zapomnisz stajesz się sobą.

Stajesz się Hermioną Malfoy.