niedziela, 24 lipca 2016

Drabble IV

Zapraszam na kolejne drabble - napisane w ramach wyzwania konkursowego, organizowanego przez Księgę Baśni.


* * *


Jego kalendarz w połowie zakreślony był na czarno.

Osiemnastego czerwca zginął Syriusz – jego ojciec chrzestny. Jedyny, który go w pełni rozumiał.

Trzydziestego czerwca umarł Albus Dumbledore. Najpotężniejszy czarodziej w historii.

Dwudziestego lipca śmierć ponieśli Alastor Moody i Hedwiga – polegli w jego obronie.

Trzydziestego pierwszego października został sierotą. Lily i James umarli, by on mógł żyć.

I wreszcie drugi maja – Tonks i Lupin, osierocili ukochanego syna.

Lavender, Fred, Colin – mieli przecież przed sobą całe życie...

I wreszcie Severus Snape, który umarł jeszcze za życia.

W życiu Harry'ego Pottera śmierć odgrywała istotną rolę. I bez końca je rozpamiętywał, zamknięty w szpitalu psychiatrycznym.

poniedziałek, 18 lipca 2016

Uważaj czego pragniesz - rozdział VIII



Beta: mariekoy oraz Patronuska.

Bez dłuższych wstępów, zapraszam na nowy rozdział.

Dla M.D. - bo wiem, że zawsze czekasz.


* * *
* * *

Promienie słońca oświetlały twarze śpiącej pary. To właśnie z ich powodu obudził się mężczyzna. Podniósł się lekko na rękach i spojrzał z uwagą na żonę. W słonecznych promieniach wyglądała tak delikatnie, krucho – niczym anioł. Tak ją właśnie postrzegał – nie usłyszał przecież od niej ani jednego słowa skargi. Nie podnosiła głosu, nie kłóciła się z nim – mimo że nie traktował jej tak, jak powinien. Byli małżeństwem, lecz zachowywali się bardziej jak współlokatorzy. Jak znajomi, którym przyszło razem mieszkać. A przecież miał marzenie – odbudowę rodu Malfoyów. Marzył o synu – obdarzonym jego siłą oraz mądrością matki i córce, która byłaby jego małą księżniczką. Westchnął. Jak miał spełnić swoje pragnienia, skoro nie umiał przemóc w sobie obawy przed dotknięciem Hermiony? Bał się, że ją ponownie skrzywdzi. Że gdy pozwoli sobie na chwilę zapomnienia i szczęścia – los znów się o niego upomni.

Przeznaczenie to taka rzecz, która uwielbia mieszać ludzkie losy. I gdy wydaje się, że wszystko układa się idealnie – rozsypuje to, jak domek z kart. On wiedział o tym doskonale. Osiem lat temu jego życie przypominało idyllę. Wygrana II Bitwa o Hogwart, pokonany Voldemort i ukochana dziewczyna, zaakceptowana przez jego rodziców. W tamtej chwili wierzył, że ciemność odeszła na zawsze. Że najgorsze chwile zniknęły, pozostawiając bolesną przeszłość za sobą. Te pół roku, które nadeszły po drugim maja nadal stanowiło najlepsze dni w jego życiu. Był szczęśliwy – wreszcie mógł odetchnąć pełną piersią i zatopić się w uczucie, które w nim zwyciężyło. Uśmiechnął się lekko na wspomnienie jej przerażonej miny, gdy okazało się, że Slughorn połączył ich w parę na eliksirach. W dodatku wylosowali jeden z najtrudniejszych – Eliksir Rozpaczy. To właśnie wtedy, na szóstym roku spojrzał na nią inaczej – dostrzegł jej błysk w oku, gdy rozwiązywała zagadkę. Zmarszczkę pomiędzy brwiami, gdy coś ją trapiło. Delikatne przygryzanie wargi, gdy pochłaniała ją praca. Czuł jak gdyby po raz pierwszy na nią patrzył. Zniknęło uprzedzenie, spowodowane statusem krwi – pojawiło się zainteresowanie, a z czasem i fascynacja. Pamiętał każdą ukradzioną chwilę, spędzoną w jej towarzystwie. Z wroga stała się jego przyjaciółką, powierniczką, aż w końcu tą, którą obdarzył uczuciem. I co najważniejsze – rodzina ją zaakceptowała. Matki nie musiał przekonywać – pokochała Hermionę od razu. Narcyza widziała, jak wielki wpływ dziewczyna ma na jej syna – że dzięki temu uczuciu stał się innym człowiekiem. Lepszym. Lucjusz Malfoy potrzebował więcej czasu, by zaakceptować zmiany, jakie nadeszły w życiu jego syna. To była trudna walka, z historią wychowania Malfoyów – z tym, co wpajano każdemu pokoleniu – z ojca na syna. Czystość krwi miała być przeszkodą nie do pokonania – ale i to panna Granger wygrała. Udowodniła ojcu ukochanego pomyłkę w jego założeniach. A gdy wygrała z nim w szachy – był nią wprost oczarowany. Lucjusz nie przypuszczał nawet, ile czasu poświęciła dziewczyna by do perfekcji opanować tę grę. Ile godzin wykradła sennym marom – byle tylko mu zaimponować. Tak, Draco długo walczył o akceptację Hermiony nie tylko z rodzicami, ale i nią samą, by ta poznała prawdziwe oblicze jego rodziny.

Od najwcześniejszych lat życia był tylko on i rodzice. Stanowili zamkniętą symbiozę – nie dopuszczając do siebie nikogo z zewnątrz. Wbrew krążącej opinii – bardzo zresztą krzywdzącej – ojciec nigdy nie potraktował go klątwą. Nie zamykał go także w lochach, gdy coś przeskrobał. Nie – Lucjusz był wymagającym ojcem, ale i bardzo kochającym swojego jedynego potomka. Chciał być dla syna wzorem i autorytetem – co udawało mu się przez wiele lat. Dopiero powrót Czarnego Pana położył cień na ich relacji. Draco nie rozumiał fascynacji i przywiązania ojca do Śmierciożerców. Im więcej wiedział i widział, tym mniej rozumiał jak starszy Malfoy w to wszystko się wplątał. A później sam stanął w szeregach Voldemorta, zastępując ojca. Zrobił to z obawy o życie rodziców oraz Hermiony. Wiedział, że gdyby Czarny Pan poznał prawdę o łączącym ich uczuciu – wykorzystał by ją, by wszystko zniszczyć. Polowaliby na nią, jak na zwierzynę, a gdy udałoby się ją im schwytać, torturowaliby ją godzinami. Dlatego został mistrzem oklumencji – na równi z Severusem Snapem. I tak jak jego chrzestny – w imię miłości – stanął po stronie Dumbledore’a i Zakonu Feniksa. Jego najgorszym wspomnieniem z okresu wojny był moment, w którym Hermiona trafiła do Malfoy Manor. Wtedy jego koszmary stały się rzeczywistością. Widział ciotkę Bellatriks znęcającą się nad jego ukochaną i nie mógł nic zrobić. Nie mógł wykonać nawet jednego ruchu, by nie zdradzić siebie, jej, by nie ściągnąć katastrofy. Jedyne, co mógł uczynić, to pomóc im w ucieczce. To nie przypadek, że Potter tak szybko go wtedy rozbroił. Widząc teleportującą się Hermionę, czuł jak kamienny uścisk, ściskający jego serce, rozluźnia się, a on może wreszcie swobodnie oddychać.

Bezradność, jaką czuł w tamtej chwili będzie pamiętał do końca życia. Moment, w którym uświadomił sobie, że nie jest w stanie zapewnić bezpieczeństwa ukochanej kobiecie był przerażający. Obiecał sobie wtedy, że już nigdy więcej nie będzie się tak czuł. Że już nigdy nie pozwoli skrzywdzić ukochanej. Że już nigdy nie pozwoli by działo się coś złego.

Westchnął cicho. Dziś znów, mocniej niż wcześniej, czuł oddech okrutnego losu na swoich plecach. Teraz skrzywdzony mógł zostać już tylko w jeden sposób. Już tylko Hermiona była jego słabością. Jego rodzice nie żyli od wielu lat, więc ich nikt nie mógł skrzywdzić. To dawna Gryfonka była jego przyszłością i gdyby coś jej się stało, to mrok pochłonąłby go doszczętnie.

* * *

Stanął za nią i dotknął jej ręki. Dłoń uniósł wysoko i wskazał nią na rozgwieżdżone niebo.

- Widzisz ten trójkąt, stworzony przez te trzy gwiazdy? – wyszeptał wprost do jej ucha.

Skinęła lekko głową, trochę onieśmielona. Uwielbiała jego zapach. Czuć jego oddech na swojej skórze. Była pewna, że między nimi istnieje więź – magnetyczne przyciąganie. Był tym jedynym – mimo że tak długo nie chciała tego pojąć.

- To Altair, Deneb i Wega. Trzy najważniejsze gwiazdy, trzech gwiazdozbiorów – Orła, Łabędzia i Lutni. Ten fragment nocnego nieba jest bardzo ważny dla mojego rodu. Orzeł jest symbolem mężczyzn, a Łabędź kobiet. Zaś Lutnia to ich wspólna droga, małżeństwo i dzieci – objął ją mocno. Schował twarz w jej włosach, napawając się przez chwilę ich bliskością. – Zawsze, gdy będziesz daleko ode mnie, będę patrzył w nieboskłon i szukał Deneb. Od dziś będzie ona symbolizowała kobietę, którą kocham – moją narzeczoną. I patrząc na nią, zawsze będę myślał o Tobie.


Uśmiechnęła się na myśl na to wspomnienie. To właśnie tamtego dnia Léon poprosił ją o rękę. Bez świadków, w zaciszu jej sypialni. I mimo że oficjalnie stanowili już parę narzeczonych – i to od dwóch lat – to dopiero był dla nich tym prawdziwym. Intymnym, pełnym miłości – Pansy zawsze marzyła o takich zaręczynach. Bez zbędnego afiszu, na którym zależało państwu Parkinson. To jej ojciec zmusił ją do zawarcia tej umowy. Jej ślub miał być początkowo tylko dobrym interesem dla obu stron. Umową, której podstawą była czystość krwi, wielkość majątku i podzielenie się wpływami we Francji i Anglii. Od pierwszego spotkania w oczach Caisse d'Acquin widziała zainteresowanie. Gdy go poznała, nie przypominała już uczennicy Hogwartu. 'Mopsica' wyładniała, zaczęła też bardziej dbać o swój wizerunek – duży wpływ na tę przemianę miała Isobell. Przyjaciółka zawsze powtarzała jej, że gdy tylko uwierzy w siebie, to będzie potrafiła zrobić wszystko. I tak się stało – a jej wewnętrzna przemiana nastąpiła wraz ze zmianami zewnętrznymi. I tak, brzydkie kaczątko dorosło i stało się pięknym łabędziem.

Pansy zaśmiała się cicho. Dłonią dotknęła medalionu, zawieszonego na szyi. Srebrny wisior z wyrytym na nim łabędziem – rodzinna pamiątka, którą dostała od Léona w przededniu powrotu do Londynu. Caisse d'Acquin wiedział, jak trudna to będzie dla niej podróż – zwłaszcza pogodzenie się z ojcem. Wiedział jednak, że kobieta nigdy by sobie nie wybaczyła, gdyby chociaż nie spróbowała podjąć tej próby. Przecież jak każda mała dziewczynka marzyła, że w dniu ślubu do ołtarza poprowadzi ją jej ojciec.

* * *

Słoneczne promienie wkradły się również do innej sypialni. Mężczyzna leżący na łóżku, pogrążony był w głębokim śnie. Jego żona stanowiła do niego kontrast – była bardzo blada. Jej czoło zroszone było kropelkami potu, a oczy opuchnięte i czerwone. Widać było, że cierpiała. Grymas bólu, który pojawił się na jej twarzy, skutecznie zmył poprzedni stan – smutku. Z ledwością podniosła się z łóżka i wstała. Czuła, że świat wokół wiruje. Oczy pokazywały rozmazany obraz. Ledwie udało jej się dojść do łazienki. Odkręciła kran i przemyła twarz chłodną, wręcz lodowatą wodą. Miała nadzieję, że to jej pomoże, orzeźwi i przywróci zdolność ostrego widzenia. Tak się jednak nie stało. Z całej siły oparła się o blat szafki i przyjrzała się swojemu odbiciu. Mimo zamazanego obrazu, widziała zaczerwienienia w okolicach oczu i nienaturalną bladość cery. W myśli dodała sobie również cienie i sińce pod oczami. Wyglądała okropnie. „Myślisz, że on kocha cię tak bardzo jak mnie? On kocha w tobie tylko to dziecko, które w sobie nosisz. Co możesz mu oferować, czego ja nie mogłabym mu dać?” Słowa Cho rozbrzmiewały w jej głowie przez całą noc. Poczuła silny ból, po czym zemdlała.

* * *

Obudził go hałas. Gdy spostrzegł, że leży sam w łóżku, usiadł zaniepokojony na łóżku. Niepokój wkradł się do jego serca i ścisnął mocno. Wstał szybko.

- Ginny! – jego krzyk rozniósł się po całym domu.

Odpowiedziała mu jednak cisza. Zaczął szukać więc żony. Znalazł ją w łazience – leżącą nieprzytomnie na posadzce, całą we krwi. Poczuł jak oblewa go zimny pot. Otulił ją kocem i wziął na ręce. W pośpiechu teleportował się do Świętego Munga. Harry Potter jeszcze nigdy w życiu nie bał się tak, jak w tej chwili.

* * *

Mała, srebrna płomykówka pojawiła się niespodziewanie w kuchni, przerywając śniadanie małżeństwu.
- Pani Granger-Malfoy jest pani pilnie wzywana. Chodzi o pani przyjaciółkę, panią Potter – patronus, zniknął od razu po wypowiedzeniu tych słów.
- Ginny... - wyszeptała zdenerwowana Hermiona. Jej twarz zbladła, a w oczach odbił się strach. Odstawiła kubek z kawą i w pośpiechu przyszykowała się do wyjścia. - Przekaż proszę Ronowi, że coś stało się z jego siostrą – i nie czekając na odpowiedź męża, teleportowała się.

* * *

Hermiona zamknęła za sobą drzwi. Przywarła do nich plecami i osunęła się na podłogę. Jej dłonie zaciśnięte były w pięści, tak mocno, że pobielały jej knykcie. Zamknęła oczy, ale i to nie pomogło – łzy wciąż uciekały pod przymkniętych powiek. Czy nie po to podjęła tę pracę? By ratować ludzkie istnienie? By pomagać potrzebującym? A teraz przegrywała z okrutnym losem. Śmierć była przeciwnikiem trudnym do pokonania, i tym razem była zdecydowanie szybsza od nich wszystkich. Do tego przypadku wezwano wszystkich specjalistów – z każdego oddziału. Każdy z nich liczył na to, że następny uzdrowiciel dokona cudu. Tak się jednak nie stało. I to ona miała przekazać te złe wieści – była najbliższa rodzinie. Tylko jak miała to zrobić? Jak miała przekazać te wieści przyjaciółce? W tej chwili pragnęła tylko tego, by to wszystko okazało się snem – nocnym koszmarem. Jednym z wielu, które nawiedzały ją po wojnie z Voldemortem.

Otarła łzy i wyszła z gabinetu. Po cichu weszła do sali, w której leżała Ginevra. Kobieta przed paroma minutami wybudziła się z narkozy, której użyto podczas operacji. Potter leżała na łóżku i beznamiętnym wzrokiem wpatrywała się w okno. Na dźwięk otwieranych drzwi spojrzała w ich stronę. Widziała zbliżającą się do niej bladą przyjaciółkę.

- Hermiona? – wyszeptała. Jej głos podszyty był strachem. Czuła, że kobieta nie przyszła do niej z dobrymi wieściami.

- Ginny… – zbliżyła się do niej i usiadła na krzesełku, obok łóżka, kładąc swoją dłoń na jej. - Nastąpił krwotok wewnętrzny. Twoje dziecko… ono było martwe… Odkleiło się łożysko i nie byliśmy w stanie utrzymać ciąży. Trafiłaś do nas za późno, by móc go uratować – po policzkach spływały jej łzy. – Tak mi przykro… – z jej ściśniętego gardła, nie mogły wydobyć się żadne inne słowa.

Spojrzała na Ginevrę. Jej wzrok był pusty, a po policzkach spływały łez. Nagle z gardła wydobył się zduszony krzyk. Krzyk zranionej kobiety. Kobiety, która w jednej chwili utraciła marzenia i miłość nienarodzonego dziecka. Hermiona przytuliła ją mocno, płakały wtulone w siebie.

* * *

- Pozwól mi do niej wejść. Muszę być teraz przy niej! – krzyk Harry'ego roznosił się po korytarzu.

- Ona nie chciała nikogo widzieć – kobieta starała się go opanować. Namacalnie mogła czuć jego ból. Tak samo jak Ginny był zrozpaczony po starcie ich dziecka.

- Ale ja jestem jej mężem!

- Ona zwłaszcza Ciebie nie chce teraz widzieć… – wiedziała, że rani go tymi słowami, ale była to prawda. Kobieta nie chciała go widzieć. Wręcz wymusiła na przyjaciółce zakaz, by nie wpuszczać Pottera do sali, w której leżała.

- Idź do domu. Może jutro pozwoli się komuś zbliżyć – położyła mu rękę na ramieniu. – Tak będzie najlepiej. Poza tym, musisz być teraz dla niej oparciem. Ona nie może cię widzieć, nie w takim stanie – spojrzała na niego z uwagą.

- Dobrze. Ale jutro tu wrócę – i wtedy będzie musiała mnie wpuścić! – ból w jego głosie odbijał się od szpitalnego korytarza.

* * *

Hermiona wyszła ze szpitala. Kolejny dzień zmierzchał, pozwalając nocy na jej panowanie. Ciemność pochłaniała jasność, by nad ranem – ustąpić jej jak zawsze. Krótki krąg życia, mijający każdego dnia, na który mało kto zwracał uwagę. Jak życie i śmierć. Westchnęła cicho. W pracy nie umiała znaleźć sobie miejsca. Ginny spała po podanym eliksirze Słodkiego Snu. Przynajmniej na chwilę jej wycieńczony organizm mógł odnaleźć ukojenie. Nagle dostrzegła postać męża idącego w jej stronę. Draco bardo rzadko odwiedzał ją w pracy – po porannym patronusie wiedział jednak, że musiało się coś stać poważnego. I złego, skoro kobieta nie skontaktowała się z nim przez cały dzień. Podszedł do niej, a ona przywarła do niego.

- Co się stało? Co z Potter? - objął ją i poczuł, jak zaczyna płakać w jego koszulę.

- Ginny straciła dziecko... - kolejna fala szlochu wstrząsnęła nią.

Malfoy był zszokowany informacją, którą usłyszał. Wiedział, że los lubi drwić z ludzi, odbierając im to, co kochali najbardziej. Lub dając niewyobrażalne szczęście... Zawsze jednak myślał, że to co go spotkało stanowiło karę za jego czyny z przeszłości. Ale z Potterami miało być przecież inaczej – los powinien im wynagrodzić każdą złą chwilę, zwłaszcza Harry'emu.

Przeznaczenie potrafiło igrać z nimi, jak ćma z ogniem. On marzył o dziedzicu, który udowodniłby że nazwisko Malfoy może znaczyć coś dobrego, ale nie potrafił przemóc się by móc urzeczywistnić to marzenie. A Wybraniec, to pragnienie spełnił – i właśnie utracił... Tak, los nie zawsze sprzyjał tym, którym powinien.

* * *

Kobieta krzyknęła i przebudziła się. Cała dygotała, a jej klatka piersiowa unosiła się szybko. Łapała powietrze, tak, jak gdyby zostało jej zabrane na jakiś czas – i dopiero teraz oddane. Podciągnęła nogi do siebie, dotykając czoła kolanami i oplatając je dłońmi. Zaczęła delikatnie się kiwać, próbując się uspokoić.

- Co się stało? – dopiero głos męża wyrwał ją z otępienia.

Spojrzała na niego ze smutkiem. Jej głos ugrzęzł jej w gardle i zamiast niego z oczu popłynęły łzy.

- Śniła Ci się Ginny, prawda? – poczuła jak silne ramiona męża ją obejmują.

Napięcie zniknęło i poczuła, jak jej ciało odzyskuje równowagę. Draco miał rację – po raz kolejny śniła jej się rozmowa z rudowłosą. Nie było chwili, w której nie myślałabym o niej i tragedii, jaka ja spotkała. Zwłaszcza, że pani Potter znajdowała się w szpitalu od kilku dni, i nadal nie pozwalała nikomu zbliżyć się do siebie. Przede wszystkim nie chciała widzieć Harry'ego. Gdy tylko mąż się do niej zbliżał – ona wpadała w szał. Rzucała wszystkim, co wpadło w jej ręce. Jego odwiedziny były jedynym momentem, gdy kobieta odzyskiwała siłę. Przez pozostały czas siedziała apatyczna, wręcz bezruchu, wpatrzona wciąż w jeden punkt za oknem. Hermiona bardzo chciała jej pomóc, ale nie umiała. I ta bezradność ją męczyła najbardziej....

- Nie myśl teraz o niej. Musisz odpocząć, inaczej się wykończysz. Ona teraz bardzo potrzebuje Twojej pomocy i wsparcia. A tylko z tobą normalnie rozmawia – ciepły oddech otulił skórę na jej szyi.

Poczuła, jak mocniej ją do siebie przytula, pozwalając koszmarom opuścić ich sypialnię.

* * *

Hermiona siedziała w swoim gabinecie i uzupełniała dokumentację. Nagle rozległo się głośnie pukanie.

- Proszę – odpowiedziała zdecydowanym głosem.

- Pani Granger-Malfoy jest pani pilnie potrzebna w sali 113 – młoda asystentka była wyraźnie zdenerwowana.

- Dziękuję – wstała z miejsca i szybko ruszyła we właściwe miejsce. Do pokoju, w którym leżała jej przyjaciółka.

Gdy dotarła na miejsce ujrzała rozhisteryzowaną rudowłosą, która okładała pięściami Wybrańca.

- Ginny, proszę pozwól mi sobie pomóc. Jestem Twoim mężem! – Harry próbował ją uspokoić.

- Nie chcę cię znać! Wynoś się stąd! – usłyszał tylko w odpowiedzi.

- Nie chcę żebyś przechodziła przez to sama – spróbował ją objąć, lecz go odepchnęła.

- Nie dotykaj mnie! – krzyknęła histerycznie.

Nagle jej wzrok padł na stojącą w drzwiach przyjaciółkę.

- Hermiono, błagam cię zabierz go stąd – w jej oczach pojawiły się łzy.

Granger-Malfoy skinęła tylko głową. Podeszła do mężczyzny i położyła mu dłoń na ramieniu.

- Będzie lepiej jeśli teraz stąd pójdziesz. Później do ciebie zajrzę – odezwała się cichym, spokojnym głosem.

- Ale… ja...

- Tak będzie najlepiej – dla niej i dla ciebie – uśmiechnęła się do niego blado i popchnęła w stronę drzwi. Gdy wyszedł, podeszła do przyjaciółki i ją objęła.

- Cii... już dobrze... już go nie ma – głaskała kobietę po głowie, próbując ją uspokoić. Ta ją jednak złapała mocno na rękę. Hermiona popatrzyła na nią z uwagą.

- Błagam cię trzymaj go z daleka ode mnie. Niech tu nie przychodzi! Nie chcę go widzieć! – jej spojrzenie wyrażało ból.

- Ale to twój mąż. On też teraz cierpi, nie powinnaś go odtrącać...

- Proszę. Zrób to dla mnie… – zacisnęła mocniej uścisk, a jej w głosie słychać błaganie.

- Dobrze. Poproszę go, żeby tu nie przychodził – na twarzy Ginny po pierwszy od wielu pojawił się lekki uśmiech.

* * *

Hermiona krążyła po domu, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Widać było, że targają nią silne emocje. W końcu weszła do kuchni, by nalać sobie wody. Sięgnęła po szklankę i zwilżyła usta. Jej myśli ciągle jednak zaprzątała jedna sprawa. Sytuacja w jakiej znalazła się Ginny źle na nią wpływała. Starała się być silna przy przyjaciółce, wśród pracowników, a także i w domu. Nie chciała, by Draco widział jej łzy. By nie uznał ją za słabą, irytującą kobietę... Poczuła, jak nogi robią się jej miękkie. Osunęła się na podłogę. Czoło oparła o kolana, a szklankę odstawiła na posadzkę. Przez jej ciało przeszła fala smutku, sprawiając że drżała. Zdradzieckie łzy uciekły spod jej powiek, skapując na podłogę. Nie była w stanie dłużej chować tego bólu w środku. Nagle poczuła, jak ktoś obejmuje. Uniosła twarz i napotkała spojrzenie szarych źrenic. Widziała w nich troskę i zakłopotanie. Tak, Malfoy martwił się stanem, w jaki wpadła jego żona. Gdy widział jej łzy, czuł bezradność – zwłaszcza w sytuacji, w jakiej się znaleźli. Wiedział, że nie może jej pomóc, próbował więc choć trochę złagodzić jej ból. Usiadł na podłodze obok niej, przyciągając ją do siebie.

- Płacz ile tylko chcesz, jeśli tylko to przynosi Ci ulgę – odgarnął zabłądzony kosmyk jej włosów i ucałował w czoło. – Zobaczysz, wszystko będzie dobrze – objął ją jeszcze mocniej.

Poczuła ciepło i bezpieczeństwo od niego płynące. I to było ważniejsze niż wszystkie wyznania miłości.

* * *

Mężczyzna usłyszał pukanie do drzwi. Skierował się ku nim i je otworzył, na progu ujrzał postać kobiety.

- Przeszkadzam? – zapytała słodkim tonem głosu.

- Oczywiście, że nie, zapraszam – wpuścił ją do środka.

Cho ucałowała go w policzek i weszła. W salonie, na stoliku porozrzucane były zdjęcia Harry'ego i Ginny. Zakończenie Hogwartu przez dziewczynę. Ich wspólne wakacje nad morzem i kolejne w górach. Fotografie, upamiętniające wspólne Święta, urodziny, imieniny i inne uroczystości. Ruchome obrazki z ich zaręczyn i ślubu. Tak, każdego dnia je oglądał, zastanawiając się, czemu jego żona tak się zachowuje. Skąd u niej taka zmiana? Czemu zbudowała między nimi ten mur, odgradzając i odpychając go od siebie. Ciągle, bez końca analizował wszystkie ich wspólne chwile, próbując poznać odpowiedzi na trapiące go pytania. Poczuł dotyk dłoni na swojej ręce.

- Wiem, że to dla ciebie trudne. Dla Ginny także – i może właśnie – odpychając ciebie, próbuje pomóc sobie? Za bardzo przypominasz jej o wszystkim, co utraciła? – uśmiechnęła się lekko. – I ty może powinieneś to uszanować i usunąć się w cień? – spojrzenie ciemnych utkwiło na jego twarzy.

- Ja chcę jej tylko pomóc…

- Wiem, ale tak będzie lepiej – zacisnęła mocniej swoją dłoń na jego – musisz mi po prostu zaufać. Wiem, co mówię.

- Może masz rację.

- Oczywiście, że tak. Dlatego zabieram cię stąd – spacer dobrze ci zrobi. Idź się przebrać, a ja tu trochę posprzątam – wypchnęła go z pokoju.

Potter wyszedł, a ona zaczęła składać fotografie. Zgarnęła je jednym ruchem ręki i wrzuciła je do pudełka, leżącego pod stołem. I gdy już miała je zamknąć, jej wzrok przyciągnęło pewne zdjęcie. Rude włosy kaskadą loków spływały po jej plecach, upięte tylko na jednym boku srebrną spinką. Koronkowa sukienka podkreślała jej kształty i ukrywała niedoskonałości – jednym słowem wyglądała przepięknie. W lewej dłoni trzymała bukiet białych róż, zaś lewa trzymana była przez wpatrzonego w nią mężczyznę. Od tamtego dnia już nie narzeczonego, a męża. Ich twarze wyrażały bezgraniczne szczęście i miłość. Cho Chang w przypływie zazdrości porwała zdjęcie. Była wściekła – to zdjęcie odzwierciedlało wszystko to, o czym ona marzyła. Ślub z ukochanym mężczyzną, właśnie tym z fotografii. Tak, los zadrwił z niej okrutnie – w chwili, gdy zrozumiała, czego tak naprawdę szukała i pragnęła – już zostało jej odebrane. Wyrzuciła podarte zdjęcie i usiadła w fotelu, oczekując na przyjście pana domu.

- Gotowy? – uśmiechnęła się do niego promiennie, gdy tylko wszedł do pomieszczenia.

Skinął twierdząco.

- Chodźmy więc – złapała go pod ramię i wyszli.

* * *

Granger-Malfoy szybkim krokiem szła korytarzem. Kończyła właśnie obchód i swój dyżur. Na koniec pozostawiła sobie pokój przyjaciółki, która tego dnia miała opuścić szpital. Weszła do środka, kobieta była już ubrana i kończyła się pakować.

- Jak się czujesz?

Potter spojrzała na nią. Jej twarz wyrażała bezgraniczny smutek. Mimo, że wielokrotnie pytała i prosiła Hermionę o wyjaśnienie dlaczego to właśnie jej przytrafiła się ta tragedia, to i tak nie umiała tego zrozumieć. Pojęcie „przedwczesne odklejenie się łożyska” znała już na pamięć, zresztą tak samo i jego pełną definicję. Mimo to nadal nie znała odpowiedzi na najważniejsze pytanie – dlaczego właśnie ona? Dlaczego to ona straciła Jamesa?

- Sama widzisz – odpowiedziała cicho.

Zapadła niezręczna cisza.

- Harry po ciebie nie przyszedł?

- A widzisz go gdzieś tutaj? Nie. Najwidoczniej nie ma ochoty odebrać żony ze szpitala – powiedziała wzburzonym tonem. – I dobrze. Bo ja nie chcę go widzieć! - założyła torbę na ramię i zaczęła iść w stronę wyjścia.

- Myślę, że po prostu nie mógł przyjść. Może jest zajęty? Ta sprawa z Montague nadal spędza im sen z powiek – Granger-Malfoy próbowała ją uspokoić.

- Zajęty jest pewnie nią – powiedziała cicho, niemal szeptem.

Hermiona domyśliła się, że miała nie usłyszeć tych słów, dlatego też ich nie skomentowała. Zaskoczyły ją tylko i obiecała sobie, że za jakiś czas dopyta, kim była tajemnicza 'ona'.

- Poczekaj na mnie chwilę, dobrze? Kończę właśnie dyżur, więc tylko się przebiorę i odprowadzę cię do domu – uśmiechnęła się lekko.

- Nie musisz tego robić.

- Wiem, ale chcę – kobieta wyszła z sali.

I gdy po paru minutach wróciła, przyjaciółka już na nią czekała.

- Możemy już iść. Przepraszam, że tak długo mi zeszło.

- Nic się nie stało – Ginny odeszła od okna i jak w letargu zaczęła iść za Hermioną.

* * *

Kobieta zamknęła drzwi za przyjaciółką. I odetchnęła. W całym domu panowała cisza, co dla niej było ukojeniem. Nie musiała już przed nikim udawać. Nie chciała przebywać wśród ludzi, by ci okazywali jej współczucie, czy litość. To ona straciła dziecko i nikt, kto nie przeżył tego samego, nie mógł wiedzieć, jaki ból czuje. Jak trudno jest jej żyć ze świadomością, że ta kruszynka, którą nosiła pod sercem nigdy nie będzie mogła chodzić, pytać, uśmiechać się. Że jej wymarzony synek nigdy nie przybiegnie i nie przytuli się, mówiąc 'mama'. Nie będzie jaj dane patrzeć jak dorasta. Pojedyncza łza uciekła, spływając po jej policzku. Otarła ją i weszła do kuchni. Nalewając wody do szklanki, jej wzrok przykuło podarte zdjęcie. Szklanka wyślizgnęła się z jej dłoni, rozbijając się o podłogę. Szklane kawałki leżały na podłodze, zaczęła je więc szybko zbierać. Kilka z nich boleśnie zraniło jej dłonie, ale ona nie czuła bólu. Wyrzuciła kawałki, a wyjęła podartą fotografię. Na podłodze zaczęła ją składać, jak gdyby miała do czynienia z puzzlami. Po mimo mieszanki łez i krwi, udało się jej złożyć ją w całość. Brakowało tylko jednego kawałku – ich trzymających się dłoni. Jej ciało po raz kolejny wstrząsnęło się pod wpływem fali łez. Patrząc na podarte ślubne zdjęcie zrozumiała, że jej obawy były prawdziwe. Harry zawsze kochał Cho. A ona miała być tylko środkiem, lekiem zapomnienia. Tylko że dał się zmanipulować jej rodzinie i wzięli ślub. Później zaszła w ciążę i pojawił się kolejny powód, dla którego musiał zostać – z poczucia obowiązku. Jednak teraz, po stracie dziecka, mógł odejść. I to zrobił. Nawet nie przyszedł po nią do szpitala. W amoku poderwała się i pobiegła do sypialni. Otworzyła szafę i zaczęła wyrzucać rzeczy męża. Nie chciała, by to on pierwszy powiedział 'odchodzę'.

* * *

Mężczyzna biegiem wracał do domu. W myślach zaś klnął na siebie straszliwie. „Kurwa! Jak mogłem jej to zrobić? I to teraz? W takiej chwili? Idiota! Kretyn!” – wyzywał się. Powód jego zachowania był prosty. Będą na spacerze z Cho, nie zwrócił uwagi na mijający czasy. Rozmowa z przyjaciółką pomogła mu chociaż na chwilę się odprężyć i zapomnieć o tym wszystkim, co go ostatnio spotkało. Zapomniał jednak jeszcze o tym, że właśnie tego dnia jego żona została wypisana ze szpitala. Nie zdążył jej odebrać, mimo że nie chciał by wracała sama. A musiała. Gdyby się teleportował, trwałoby to tylko chwilę – różdżkę zostawił jednak w domu. Mimo upływu lat i nabywaniu doświadczenie, teleportacja bez użycia różdżki nadal stanowiła dla niego problem. Dobiegł do domu i wszedł do środka. Przy drzwiach stały dwa duże kufry, na których siedziała rudowłosa.

- Ginny przepraszam… – machnęła dłonią, nie pozwalając mu dokończyć.

- Tu są twoje rzeczy, powinny być wszystkie. Weź je i wyjdź. Zniknij wreszcie z mojego życia – głos się jej łamał, ale mimo to był silny i ostry jak brzytwa.

Każde słowo, które wypowiedziała sprawiało im ból. Wstała i odsunęła się lekko do tyłu. Cała jej postawa krzyczała, by wyszedł. By zostawił ją wreszcie samą. Słowa, które padły z jej ust, raniły go. Nie wiedział, co ma zrobić. Nie rozumiał jej zachowania. Widział, że ogromnie przeżywa ona stratę dziecka. Ale on był przecież jego ojcem – on też przeżywał stratę syna. Zrobił krok w przód, próbując ją dotknąć. Nie pozwoliła mu na to.

- Nie dotykaj mnie! – krzyknęła ze wściekłością.

Uniosła głowę i popatrzyła na jego twarz. Był zły, smutny – widać było, że targają nim emocje.

- Proszę cię zostaw mnie i wyjdź – zobaczyła zrezygnowanie na jego twarzy.

- Jak sobie życzysz – odwrócił się i wziął rzeczy – Ale ja wrócę Ginny. Wrócę, bo nie zrezygnuję z ciebie. Nigdy – spojrzał na nią po raz ostatni i wyszedł.

Ona zaś zamknęła drzwi i zaczęła płakać...

* * *
* * *


wtorek, 28 czerwca 2016

Drabble III

Nowy rozdział pisze się w trudach. Egzaminy, ząbkująca Mała i brak weny robią swoje.

W zamian dzisiaj zapraszam Was na kolejne drabble - tym razem wyjątkowe, bo konkursowe.

W sumie zebrałam 42 punkty, za które bardzo wszystkim dziękuję! Nawet kilka dobrych duszyczek zagłosowało w ankiecie, przyznając mi najniższy stopień na podium (po jednym zwycięzcy i dwom na drugim miejscu). Konkurs przeprowadzony został na Katalogu Granger - tak zapraszam po więcej szczegółów!


* * *


Prace można było nadsyłać na dwa wskazane tematy:
1. Jak Hermiona Granger obchodzi Dzień Matki?
2. Smutny maj Hermiony Granger — wspomnienia Bitwy o Hogwart.

Wybrałam temat pierwszy. I zapraszam teraz na drabble pt. "Dzień Matki".
Jest to – jak do tej pory – najbardziej kanoniczny tekst, jaki kiedykolwiek napisałam. 

* * *

Pierwszy Dzień Matki obchodziła w ciszy, głaszcząc lekko zaokrąglony brzuszek.
W drugi Dzień Matki wzruszyła się, słysząc po raz pierwszy słowo „Mama” – Rose sprawiła jej idealny prezent.
W trzeci Dzień Matki denerwowała się, informując córkę o powiększeniu się rodziny.
Czwarty Dzień Matki obchodziła w hałasie, spowodowanym przez Hugo i jego wyrzynające się ząbki.
I tak – przez kolejne lata dzień ten rozbrzmiewał śmiechem, nie tylko dzieci, ale i samej Hermiony.
Czternasty Dzień Matki był trudny i melancholijny – przyćmiony myślą o pójściu syna do Hogwartu.
Hermiona pokochała Dzień Matki i nie umiała wyobrazić go sobie w ciszy, jaka miała przyjść za rok.


środa, 1 czerwca 2016

Dribble III


I gdy po śmierci trafię do czyśćca, zamiast do piekła czy nieba – to będzie twoja wina.
I gdy w zaświatach przyjdzie mi żyć wiecznie, wciąż będę cię kochać i przeklinać.
I modlić się, byś i ty tam trafił, uwalniając mnie.
Bo jesteś moją niedokończoną historią, Draco.
Moim przekleństwem i namiętnością.  

* * *

Lubię te momenty, gdy zapisuję słowa, które się nagle pojawiają. I po przelaniu ich na papier okazuje się, że zmieściłam się idealnie w 50 lub 100 słowach.
I tradycyjnie już - dribble zainspirowane piątym sezonem serialu "Once Upon a Time".

niedziela, 15 maja 2016

Drabble II





- Czemu akurat miesiąc?
- Bo to już coś znaczy, a nie jest wiążące.
*

Taką odpowiedź dostał tamtej wiosny. Wiosny, która wiele zmieniła w jego życiu. Byli ze sobą miesiąc – tylko i aż. To, co ich spotkało było nieprzewidywalne. Nie planowali tego romansu – on sam pojawił się w ich życiu, wprowadzając chaos. Spędzili ze sobą trzydzieści dni – pełne pasji, namiętności. Trzydziestego pierwszego dnia odeszła, pozostawiając za sobą pustkę, której nie potrafił zapełnić. Nie, nie umarła. Wyszła za Rona, tak jak zamierzała wcześniej. Nie przewidziała tylko tego, że on ją pokocha. I nawet w jesieni życia – będzie pamiętał. Skrycie, samotnie będzie wspominał. Ich. 


* * *


*cytat z filmu "Słodki listopad".

Kolejne drabble. Ostatnio polubiłam tę formę pisania i bawię się nią. Staram się pisać, jak najwięcej dribble i drabble (duża jednak część nie nadaje się do publikacji).

Przy okazji zapraszam na konkurs, organizowany przez Stowarzyszenie blogów z Harry'ego Pottera!

wtorek, 3 maja 2016

Uważaj czego pragniesz - rozdział VII

Beta: cudowna Patronuska i niezastąpiona mariekoy,

Zachęcam do zgłoszenia swoich blogów w Stowarzyszeniu blogów z Harry'ego Pottera.
Już niedługo startujemy z konkursem, a na razie można przeczytać ciekawostki na temat filmu "Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć" oraz garść informacji o Draco Malfoy'u,

Zapraszam również do zapoznania się z zakładką Bohaterowie.


Będzie mi miło, jeśli pozostawisz po sobie ślad, po przeczytaniu poniższego tekstu.


* * *
* * *

Kobieta z coraz większą uwagą przypatrywała się osobie, siedzącej na przeciwko niej. W jej piękne, lśniące włosy, którymi co chwilę potrząsała. Błyszczące oczy przykuwały wzrok – nie tylko jej, ale i pozostałych przyjaciół. Znajdowała się w centrum uwagi, śmiejąc się i żartując ze wszystkimi – a zwłaszcza z jej mężem. Poczuła ukucie w okolicy serca. I chociaż nie powinna być zazdrosna, to była. Spojrzała ze smutkiem na kobietę, która stanowiła przeszłość jej małżonka. Próbowała uwierzyć w to, że tamten związek zakończył się w czasach szkolnych – a obecnie łączyła ich tylko przyjaźń. Nie potrafiła jednak – w jej głowie wciąż odgrywały się sceny z tamtych lat. W Hogwarcie gdy byli w siebie zapatrzeni i w pewnym momencie praktycznie nierozłączni. Porównywała się z nią i w myślach zawsze przegrywała te pojedynki. Bo jak – jej niesforne włosy – miały wygrać z nienaganną fryzurą i głębią czerni? A jej zwykłe brązowe oczy z tymi hebanowymi? Może jedynie na gruncie popularności mogła wygrać, ale tak się nie czuła. W Hogwarcie już od pierwszego roku wszyscy wiedzieli, kim jest. Była z daleka rozpoznawalna po charakterystycznych włosach. Mimo tego czuła się samotnie. Czuła, że tam nie pasuje. Spojrzała na rywalkę ze smutkiem. Idealna figura, perfekcyjne dobrana sukienka, szpilki, biżuteria – makijaż, który tylko podkreślał i uwydatniał jej piękno. Jak mogła z nią rywalizować? Ona, pełna kompleksów, które nie zniknęły pomimo opuszczenia szkolnych murów. Nie zniknęły – nawet po oświadczynach ukochanego mężczyzny, który zapewniał ją o swym uczuciu. Mimo to, czasem czuła się jeszcze jak ta mała, przerażona dziewczynka, przekraczająca próg Wielkiej Sali pierwszego dnia szkoły. A wtedy jej demony dopadały ją i szeptały do ucha natarczywe obawy. Bała się najbardziej tego, że jej małżeństwo pęknie jak mydlana bańka. Pryśnie i nic już nie pozostanie, a ukochany odejdzie do dawnej miłości. I chociaż nikomu się nie przyznawała, nawet najlepszej przyjaciółce, to Ginevra Molly Potter najbardziej obawiała się bólu złamanego serca.

* * *

Żartom i śmiechom nie było końca. Lavender okazała się być doskonałą panią domu, która dbała o to, by na stole nie brakowało jedzenia. Ron zaś uzupełniał tylko płyny w szklankach przyjaciół. Cho Chang siedziała blisko Harry'ego, który był jej towarzyszem w rozmowie. Nie pamiętała już kiedy zrozumiała, że nadal coś do niego czuje, a dla zakochanej kobiety każdy powód jest dobry by być blisko ukochanego. Ona nie tylko darzyła go uczuciem – chciała go odzyskać. Uwieść, poddać się pożądaniu. Udowodnić wszystkim, a już zwłaszcza Ginny, że pomimo upływu lat wciąż jest w jego sercu. I że to ją kocha prawdziwą miłością. Zaś panna Weasley (nie potrafiła myśleć o niej jako pani Potter) była tak naprawdę tylko przelotnym kaprysem.

* * *

Hermiona z uśmiechem przypatrywała się przyjaciołom. Jeszcze kilkanaście lat temu było nie do pomyślenia, że będą wspólnie żartować, spędzać wolny czas – o przyjaźni nie było nawet mowy. Zwłaszcza uczniowie Gryffindoru i Slytherinu na każdym kroku wzajemnie sobie docinali. A dziś stanowili paczkę przyjaciół, w której mogli na siebie wzajemnie liczyć.

Zbliżyły ich przeżycia wojenne. Draco często powtarzał, że została odebrana im ta niewinność, którą nosi w sobie każde dziecko. Żadne nie chciało brać udziału w wojnie, na którą skazał ich los. Wojna powinna toczyć się w Ministerstwie, a nie w szkole pełnej dzieci, które powinny być chronione.

Podzielała jego zdanie, ale zawsze zastanawiała się, czy wtedy ich życie znajdowałoby się w tym samym punkcie? Czy bez niej w ich życiu byłoby miejsce na przyjaźń i miłość? A może nadal panowałyby między nimi stosunki pełne uprzedzeń i nienawiści, jak w pierwszych latach pobytu w Hogwarcie?

Może teraz byłaby żoną Rona? Dużo osób właśnie wróżyło im taką przyszłość – zwłaszcza w szóstej klasie. Owszem – była wtedy zazdrosna o Weasleya. Tylko, że to co inni błędnie odczytali jako miłość z jej strony, było po prostu przyjaźnią. I wynikało z troski o przyjaciela.

O sile uczucia panny Brown przekonała się w czasie II Bitwy o Hogwart. To właśnie tamtego dnia dziewczyna uratowała życie ukochanemu, odpychając go i przyjmując na siebie atak Greybacka. W tamtej chwili przynajmniej dla jednej osoby zatrzymał się świat. Ron był zrozpaczony i przekonany o stracie dziewczyny, która skradła mu serce. Lavender przez kilka miesięcy przebywała w stanie śpiączki w Świętym Mungu. Weasley przesiadywał tam całe dnie, pełen obawy, smutku, czasem i zwątpienia. Tylko nadzieja nigdy w nim nie umierała – to pozwoliło mu nie zwariować w trudnych chwilach. Dzień, w którym panna Brown obudziła się i wróciła do świata żywych, dla niego stał się jednym z najszczęśliwszych dni w życiu.

To właśnie przez częste odwiedziny w tym miejscu Hermiona postanowiła, że chce zostać magomedykiem i nieść pomoc potrzebującym. Zrozumiała, że to jest jej przeznaczenie. Że w tym będzie najlepsza. Że praca w polityce, Ministerstwie – jaką wróżono i proponowano – zupełnie nie jest dla niej.

Studia w tym zakresie, a następnie praca stanowiły też doskonałą ucieczkę przed złamanym sercem. Uciekała przed samotnością – pustką w jej duszy, która zrodziła się po odejściu Draco. Ale później wrócił i przywrócił jej spokój. Tak, uczucia do niego nie planowała. Wdarło się do jej życia i wypełniło jej serce. Uśmiechnęła się lekko. Za nic w świecie nie wyzbyłaby się tej miłości.

* * *

Isobell Delphine Cuevas-Brown po raz pierwszy w życiu czuła się nieswojo. Było to spowodowane obecnością mężczyzny, którego przedstawiono jej jako Wiktora Kruma. Jego nazwisko było jej znane – jej ojciec był wielkim fanem qudditcha. Sama jednak nigdy nie była fanką tego sportu. Uczucie zmieszania rosło, gdy ilekroć patrzyła w jego kierunku widziała jego wzrok skierowany właśnie na nią. Natychmiast odwracała wtedy twarz, kierując swoje spojrzenie na pozostałych towarzysz lub elementy wystroju domu. Po raz pierwszy ucieszyła się tak naprawdę z faktu, że ma długie włosy, za którymi mogła się skryć. Ukryć zaróżowione policzki i szybsze bicie serca. Jej dłonie mimowolnie zaciskały się na materiale spódnicy. Czuła, że mogłaby zatonąć w spojrzeniu jego ciemnych oczu. Chciała tego. Pragnęła posmakować jego pocałunków. Czuła pożądanie każdą komórką ciała. Wiedziała jednak, że nie mogła pozwolić na to by to jej emocje wzięły górę.

* * *

Grupa przyjaciół wędrowała przez miasto śmiejąc się i żartując. Było już po północy, gdy opuścili mieszkanie państwa Weasley. Po drodze odłączali się kolejni, zmierzający do własnych domów. W końcu zostali tylko ci dwoje – obcych dla siebie i kraju w jakim się znajdowali. Z odmiennych światów, których los połączył ścieżki na przekór wszystkiemu.

- Odprowadzę cię – głęboki głos mężczyzny wyrwał Isobell z zamyślenia.

- Dziękuję, ale nie trzeba. Sama sobie poradzę – jej ton głosu był stanowczy.

- Zawsze musisz być taka uparta?

- Przywykłam do tego, że zawsze jestem sama. Dzięki temu nauczyłam się przede wszystkim samodzielności – chłodny ton głosu zadziwiał nawet ją samą. - Poza tym już od dawna nie jestem małą dziewczynką, żeby mieć eskortę.

- Mój ojciec wychował mnie tak, bym zawsze odprowadzał kobietę i zmieniał zasad nie będę. Dlatego albo wspólnie przespacerujemy się do hotelu w miłej, koleżeńskiej atmosferze, albo będę szedł za tobą przez całą drogą – zaśmiał się lekko. - Wybór należy do ciebie, moja droga.

- I kto tu jest uparty? - błękitne oczy zalśniły z rozbawienia.

Droga do hotelu minęła im na miłej rozmowie. Zadawali sobie mnóstwo pytań, pragnąć dowiedzieć się jak najwięcej o tej drugiej osobie. Nagle blondynka zatrzymała się i oznajmiła:

- Jesteśmy na miejscu – uśmiechnęła się lekko. - Dziękuję za oprowadzanie – pocałowała go w policzek i nim zdążył coś odpowiedzieć zniknęła za masywnymi drzwiami.

Wiktor stał na chodniku osłupiały. Nie przypuszczał, że ich spacer będzie trwał tak krótko. Miał nadzieję, że dowie się o tajemniczej Isobell jeszcze więcej. Poczuł dziwną pustkę, gdy drzwi się za nią zamknęły. Idąc do swojego hotelu spostrzegł, że trzykrotnie obeszli okolicę zanim panna Cuevas przyznała, że dotarli na miejsce. Jego usta zadrżały lekko od uśmiechu. Czuł, że to nie ostatnie spotkanie z tą kobietą. A przynajmniej miał nadzieję, że niedługo się spotkają...

* * * 

Ginny przypatrywała się swojemu odbiciu w lustrze. Słabo oświetlenie w łazience robiło swoje, ale mimo to wyglądała źle. Blade oblicze, podkrążone oczy z czerwoną obwolutą, suche i popękane usta. Widać było po niej zmęczenie i zmartwienie, które ją trapiło. Demony, z którymi walczyła i odpychała za dnia, nocą wracały ze zdwojoną siłą. Odkręciła kran – chłodna woda dała chwilowe ukojenie jej twarzy. Obmyła każdy centymetr skóry, skupiając się na czynności. Byleby tylko nie przywoływać tego wspomnienia, które jak zatruty owoc wyniszczało ją od wewnątrz.

Myślisz, że on kocha cię tak bardzo jak mnie? Czy ożeniłby się z tobą, gdyby nie wieczne gadanie twojej mamy? On kocha w tobie tylko to dziecko, które w sobie nosisz. Może go fascynowałaś, gdy grałaś w qudditcha. Ale teraz? Zwykła pani z kwiaciarni? Co możesz mu oferować, czego ja nie mogłabym mu dać? - złośliwy uśmiech pojawił się na ustach kobiety. - Jestem Cho Chang, najlepsza szukająca od pięciu lat w Brytyjsko-Irlandzkiej Lidze Quidditcha. Najmłodsza kapitan Srok z Montrose w historii klubu – a od tego roku najmłodsza viceprezes tego klubu. Ja nigdy nie przegrywam – oczy zalśniły z pasją. - Mam zamiar go odzyskać, Ginny. Kocham go, zawsze kochałam.”

Słowa, które usłyszała w domu brata dotkliwie ją zabolały. Poczuła ostry ból, pochodzących z okolic brzucha. Położyła dłoń na nim i delikatnie zaczęła głaskać.

- Ci mój maleńki, już idziemy spać – skierowała swe kroki do sypialni.

Pomieszczenie oświetlała mała lampka. Kolejna noc, którą spędzała samotnie. Harry ciągle przebywał w Ministerstwie – szukali wraz z Kingsleyem i pozostałymi aurorami sposobu, by uniknąć kolejnej wojny. Położyła się w najwygodniejszej pozycji na łóżku i rękoma oplotła brzuch. „On kocha w tobie tylko to dziecko, które w sobie nosisz. Co możesz mu oferować, czego ja nie mogłabym mu dać? Ja nigdy nie przegrywam. Mam zamiar go odzyskać, Ginny. Kocham go, zawsze kochałam.” Słowa rywalki ciągle brzęczały jej w głowie. Nie umiała, nie mogła przestać o tym myśleć. Z wyczerpania zasnęła dopiero nad ranem.

* * *
* * *



wtorek, 26 kwietnia 2016

Drabble I



– Powiedzieć Ci coś zabawnego? Nie mogę spać. I leżąc – zrozumiałam – że nie mam nikogo, komu mogłabym o tym powiedzieć. Jestem otoczona hałasem. W pracy, na ulicy, w hotelowym pokoju. Hałas nigdy nie znika – a ja mimo to czuję się taka samotna. Jestem sama. Umiłowany mąż nie żyje. Najlepsza przyjaciółka zerwała ze mną kontakt, gdy odeszłam od jej brata. A Harry? Harry nie mógł stracić narzeczonej i ukochanego syna. Nie mogli zrozumieć, że się zakochałam. A śmierć Michela wyrwała mi serce. Zamiast niego mam tam pustkę. Czuję się taka samotna. Potrzebuję przyjaciela, a tylko ciebie tu znam. Zostaniesz moim przyjacielem, Draco?

* * *



Drabble zainspirowane sceną z serialu "Rosewood".

PS. zapraszam bardzo serdecznie do nowopowstałego Stowarzyszenia Blogów z Harry'ego Pottera







niedziela, 10 kwietnia 2016

Uważaj czego pragniesz - rozdział VI

Zapraszam Was w ten wyjątkowy dla mnie dzień na VI rozdział "Uważaj czego pragniesz".
Wyjątkowy dla mnie, z powodu urodzin które dziś właśnie mam.
Pozdrawiam ciepło!

Beta: mariakoy

* * *

Blondyn siedział na powalonym pniu drzewa. Jego wzrok utkwiony był w płomieniach ogniska, zaś jego myśli krążyły wokół trzech kwestii – zemsty na kuzynie, ocaleniu Montague oraz związku z Hermioną. Dopiero teraz zaczynał rozumieć, że małżeństwo to także odpowiedzialność za drugą osobę. Że ma się o nią troszczyć, opiekować. Nie chciał, żeby poczuła się przez niego wykorzystana. Nie chciał także, żeby myślała, że ożenił się z nią tylko po to, aby pozbyć się irytujących wielbicielek. A miała przecież prawo tak uważać. Nie zbliżył się przecież do niej w ogóle. Choć spali w jednym łóżku, to jeszcze nigdy nie dotknął jej w sposób w jaki powinien jako mąż. Podniósł wzrok i spojrzał się na Wiktora. Jego myśli nakierowały się na dawny związek Bułgara z Hermioną. Na ile blisko ze sobą byli? Czy ze sobą spali? Jego dłonie samoistnie zacisnęły się w pięści, na samą o tym myśl. Pokręcił głową, aby pozbyć się tych natrętnych myśli.

- Skoro Ty nie chcesz iść spać, to ja się z przyjemnością zdrzemnę – nie czekając na odpowiedź swojego towarzysza, poszedł do namiotu.

Położył się na posłaniu. Długo przekładał się z boku na bok, nie mogąc zasnąć. Dopiero po dłuższej chwili udało mu się odpłynąć w objęcia Morfeusza, jednak był to sen niespokojny. O dziwo tylko przy żonie zasypiał od razu i przesypiał całą noc...

* * *

Krum został sam przy ognisku. Od dzieciństwa cierpiał na bezsenność - przesypiał dwie, trzy godziny na dobę. Więcej nie mógł, po prostu nie potrafił. Całej nocy nie przespał nawet przy Hermionie, co kobieta dość szybko odkryła. Martwiła się jego przypadłością, nie mogąc niestety w żaden sposób mu pomóc. Uśmiechnął się blado na myśl o dawnej Gryfonce. Od samego początku miał świadomość, że ich związek nie będzie trwał długo. Gdy znów pojawił się w jej życiu, próbując odbudować to, co zostało zerwane, ona była już bez pamięci zakochana w Malfoyu. Nic nie było w stanie tego zmienić, nawet to, że Draco złamał jej serce, odchodząc bez słowa. Wiktor proponował jej nawet przeprowadzkę – bardzo chciał, by kobieta zamieszkała z nim w Bułgarii. Ale ona nie była w stanie opuścić Londynu. Żyła nadzieję, że któregoś dnia powróci tam blondyn – że odnajdzie odpowiedź na pytania, które trawiły jej duszę. Jej modlitwy zostały wysłuchane i mężczyzna wrócił. Jednak w dniu, w którym przekroczył granicę Wielkiej Brytanii, on i Hermiona nie byli już parą. Ich związek już od dawna należał do przeszłości – pozostali jednak przyjaciółmi.

* * *

Kingsley Shacklebolt wpatrywał się w usiane gwiazdami niebo nad Londynem. Kolejną noc spędzał w swoim biurze w Ministerstwie. W ten sposób miał chociaż poczucie, że czuwa nad bezpieczeństwem mu podległych. Wyglądał okropnie – szara cena i worki pod oczami świadczyły o zmęczeniu i męczącej go bezsenności. Minęło kilka lat, odkąd ostatnio denerwował się tak zamieszkami w czarodziejskim świecie. Obecnie jednak piastował stanowisko Ministra Magii, czuł więc jeszcze większą odpowiedzialność. Wciąż wierzył, że jakimś cudem uda się uniknąć wojny i że zapewni czarodziejom, a także mugolom leniwie płynące dni ze spokojnym snem. Z rozmyślań wyrwało go pukanie do drzwi.

- Proszę – powiedział zdziwiony odwiedzinami o tak późnej porze. Gdy jednak przez drzwi weszło dwóch mężczyzn – na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.

- Dobrze, że już jesteście. Wejdźcie – zaprosił ich do środka.

* * *


Kobieta siedziała na parapecie okna i wpatrywała się we wschodzące po niebie słońce. Nie spała od kilku godzin – śnił jej się koszmar. Ten sam, który nawiedzał ją od kilku dni – odkąd blondyn wyjechał. Odkąd wyruszył na misję, nie mogła znaleźć sobie miejsca. Jej myśli były zaprzątnięte przeczuciem, że stanie się coś złego. Martwiło ją, że odczuwa ten dziwny niepokój. Nie mogła pozbyć się go ze swojego serca, duszy. Poczuła chłodny powiew i otuliła się ramionami. Nagle czyjaś dłoń dotknęła jej ramienia. Odruchowo zacisnęła mocniej palce na różdżce. Gdy była sama, zawsze miała ją blisko siebie. Nauczyła ją tego wojna z Voldemortem – być zawsze gotową odeprzeć atak. W myślach zaklęła tylko cicho – pozwoliła za bardzo odpłynąć w myślach i nie słyszała, jak ktoś wszedł do pomieszczenia. Odwrócił się w stronę przybysza. Jej czekoladowe oczy otworzyły się szeroko ze zdziwienia, a różdżka wyleciała z dłoni.

- Draco?

Zerwała się ze swojego miejsca i przywarła do niego. Jej usta odnalazły jego i złożyły na nich krótki pocałunek. Pocałunek, w którym kryła się jej miłość i obawa o jego życie. Nie liczyło się dla niej, czy ją za chwile odepchnie czy nie – najważniejsze, że wrócił. Że jest. Poczuła jak jego silne ramiona ją obejmują. Zanurzył twarz w jej włosach – ich zapach kojarzył się mu ze spokojem i bezpieczeństwem, które zapewniało mu życie z nią.

- Wróciłem zgodnie z obietnicą – wyszeptał wprost do jej ucha.

Ciepły oddech spowodował dreszcz na jej ciele. Kobieta odsunęła się od niego – pokój wyłonił się z mroku nocy i oślepiał ich teraz słoneczny blask. Z jej ust wyrwał się cichy krzyk, gdy zobaczyła pokaleczone ciało męża. Przysunęła krzesełko i kazał mu na nim usiąść, po czym zabrała się za przemywania ran. Nagle poczuła uścisk jego dłoni na swojej ręce.

- Nie musisz tego robić, to przecież nic takiego – powiedział cicho, ale zdecydowanie.

- Muszę. To mój obowiązek.

- No tak, jesteś przecież najlepszym magomedykiem.

- Przede wszystkim jestem twoją żoną. I to jest dla mnie najważniejsze.

Zapadła cisza. Kasztanowłosa skupiła się na opatrywaniu ran męża. On zaś właśnie rozmyślał o niej i ich małżeństwie. Z myśli wyrwał go jej cichy głos.

- Jak to się stało?

- To była zasadzka. Zaskoczyli nas.

- Nas? – spytała zdziwiona.

- Mnie i Wiktora. Razem przybyliśmy do Londynu. Musiał pilnie rozmawiać z Ministrem.

Hermiona o nic więcej nie pytała. Po paru minutach skończyła opatrywać mu rany.

- Gotowe – na jej twarzy pojawił się mały uśmiech.

- Dziękuję – Malfoy wstał i poszedł do łazienki.

Kobieta zaś oparła głowę na krzesełku i nie minęła chwila, a zasnęła. Gdy Draco wrócił, zastał ją śpiącą w takiej pozycji. Obraz ten spowodował uśmiech na jego twarzy. Podszedł do niej, wziął na ręce i przeniósł na łóżko. Przykrył ją kocem i miał już odejść, gdy poczuł jak jej dłoń delikatnie łapie go za rękę.

- Proszę zostań ze mną – powiedziała sennie.

Mimo, że zaskoczyły go jej słowa, postanowił spełnić jej prośbę. Położył się obok i już po chwili oboje znajdowali się w objęciach Morfeusza.

* * *

Dwóch mężczyzn nawet nie zauważyło, że nastał nowy dzień – byli tak pogrążeni w rozmowie. Przeglądali mapy i omawiali taktykę na najbliższe dni. Z dyskusji wyrwało ich pukanie do drzwi.

- Proszę - Kingsley odezwał się zdecydowanym głosem.

- Przyszła Isobell Cuevas – panna Sune weszła do pomieszczenia. - Ma zaczekać, czy podać jej inny termin spotkania?

- Ja i tak już wychodziłem – Wiktor wstał. – Dokończymy tę rozmowę później – spojrzał w stronę Ministra. Shacklebolt kiwnął twierdząco głową.

- Zaproś ją – przekazał swojej asystence.

Bułgar wychodząc z pomieszczenia minął się z drobną blondynką. Ich spojrzenia na chwilę się spotkały – jednak ta szybko odwróciła od niego wzrok. Mimo to on i tak dojrzał to, co chciała ukryć – samotność. Taką samą jaką czuł.

* * *

Kobieta kolejny raz wędrowała cmentarnymi alejkami. Gdy dotarła na miejsce, uklęknęła przy grobie i przesunęła dłonią po marmurowej płycie. Jej chłód spowodował u niej dreszcze. Położyła mały bukiet niezapominajek na środku nagrobka. Wpatrywała się w nie z uwagą, pozwalając by jej myśli swobodnie płynęły. Tyle lat nie była w Anglii, mimo że jej życie było nierozerwalnie połączone z tym krajem. Dzięki Léonowi zrozumiała, że tak naprawdę uciekała przed samą sobą. Przed konsekwencjami decyzji, które podjęła i kwestii, o której zdecydowali jej rodzice. To właśnie państwo Parkinson wysłali ją na VII rok nauki do Akademii Magii Beauxbatons. Uznali, że to będzie dla niej najlepsze rozwiązanie – we Francji nikt by nie powiązał jej nazwiska z Voldemortem, a co za tym idzie mogła znaleźć bogatego męża, pochodzącego oczywiście z rodu czystej krwi. Zanim skończyła szkołę – jej ojciec znalazł jej kandydata na męża, wymuszając złożenie przez nią wieczystej przysięgi, że go poślubi. Tak właśnie poznała Léona – Caisse d'Acquin, który był idealnym kandydatem. Pochodził z książęcego rodu, a jego przodkowie zasiadali na europejskich tronach. Po złożeniu przysięgi urwała kontakt z rodziną. Nie mogła zrozumieć, czemu została zmuszona do związku bez miłości, a wcześniej do pozostawienia przyjaciół i przeniesienia się do obcego kraju. Nie potrafiła odnaleźć odpowiedzi na dręczące jej pytania – zwłaszcza czemu jej matka zawsze stała po stronie ojca i zgadzała się z nim. Dopiero, gdy poznała swojego narzeczonego zrozumiała, czemu został jej wybrany. Był przede wszystkim inteligentny i emanowała od niego siła – potrafił także ją rozśmieszyć. Niestety, gdy zrozumiała błąd w swoim rozumowaniu i chciała naprawić relacje z mamą, okazało się, że ta zmarła. Pansy odcięła się wtedy całkowicie od wiadomości z Anglii. Zbudowała wokół siebie mur, który skruszył dopiero jej przyszły mąż. I to on przekonał ją, by wróciła do rodzinnego domu zanim się pobiorą.

* * *

Kobieta spacerowała po parku. Po jej postawie widać było lekkie zdenerwowanie – wywołało je spojrzenie tajemniczego mężczyzny w Ministerstwie. Obudziło w niej uczucia, które tłumiła przez długi czas. W ciągu ostatnich dwóch lat zwiedziła wiele krajów, ale nigdzie nie mogła znaleźć swojego miejsca. Zapomniała o samotności i zagubieniu, ale spojrzenie czarnych oczu nieznajomego przypomniało jej o tym. Może dlatego, że jego wzrok mówił to samo, co jej? Westchnęła cicho i wystawiła twarz do słońca. Ciepłe promienie delikatnie muskały jej skórę. Nagle usłyszała dziwny dźwięk i zobaczyła małe papierowe ptaki lecące w jej stronę. Złapała jednego i uśmiechnęła się szeroko, widząc postać młodej kobiety.

- Pansy? Co ty tu robisz? - zawołała ze śmiechem.

- Wróciłam, załatwić ostatnie formalności przed ślubem – przyjaciółki mogły wreszcie przytulić się na powitanie. - Ale co ty robisz w Londynie? Nie powinnaś przypadkiem podbijać swoją charyzmą Azji?

- Azjatycka przygoda się już niestety skończyła, czego bardzo żałuję. Ojciec uznał jednak, że potrzebuje mnie w Catalunyi. Do Londynu przysłał mnie po ważne dokumenty – westchnęła zrezygnowana – a wolałabym siedzieć teraz w Tajlandii na plaży i popijać kolorowe drinki. Są najlepsze na całym świecie!

- Delfinku, ty się chyba nigdy nie zmienisz! - Pansy wybuchnęła śmiechem.

- Możesz do mnie mówić Is, Bella, tylko nie 'Delfinku'! Tyle razy cię o to prosiłam! - w oczach blondynki pojawiły się iskierki złości.

Isobell Delphine Cuevas-Brown nienawidziła swojego drugiego imienia i przydomku, który wymyśliła dla niej przyjaciółka. Jej matka wywodziła się z rodu Brown, w którym tradycją było nadawanie córkom imion pochodzenia kwiatowego. Dziękowała Merlinowi i Morganie Le Fay za to, że jej rodzice nadali jej to imię jako drugie, a nie pierwsze jak jej dalekiej kuzynce – Lavender. Tak, była zdecydowanie w lepszym położeniu.

- Nie złość się już - Parkinson uśmiechnęła się lekko. - Lepiej chodźmy na kawę, Delfiknku - obie kobiety wybuchnęły śmiechem.

* * *

Kobieta z czułością przyglądała się śpiącemu mężowi. Jej oczy lśniły ze szczęścia, że wrócił cały i zdrowy. Że jej prośby zostały wysłuchane. Opuszkami palców dotknęła łagodnie jego policzka, czując przyjemne ciepło po kontakcie z jego skórą. W tym momencie Draco otworzył oczy i spojrzał na nią zaskoczony. Z lekkim przerażeniem odsunęła dłoń.

- Dzień dobry – odezwała się cicho. – Dobrze Ci się spało?

- Tak. Ale teraz jestem strasznie głodny. Zjadłbym coś dobrego – uniósł się lekko i oparł na ramieniu, drugą zaś ręką przejechał po rozczochranych włosach.

- Dasz mi chwilę? Przyniosę coś do jedzenia.

- Do łóżka?

- Tak. Czasem miło jest zjeść śniadanie właśnie w takim miejscu – nie czekając na odpowiedź wyszła z sypialni.

Po kilku minutach kobieta wróciła z tacą z jedzeniem, którą postawiła na łóżku. Sama zaś usiadła obok.

- Smacznego – uśmiechnęła się wesoło.

- Dziękuję – sięgnął po pieczywo. – A ty nie jesz?

- Za chwilę, na samym powietrzu nie da się żyć – zaśmiała się, patrząc na niego. – Dostaliśmy zaproszenie na jutrzejszy wieczór na kolację do Lavender i Rona.

- Przyjęłaś je?

- Czekałam na Twoje zdanie.

- Ale czy Ty byś chciała iść? – spojrzał na nią z uwagą.

Wzrokiem przeszywał ją na wylot.

- Tak, ale jeśli nie chcesz, to nie pójdziemy.

- Skoro chcesz, to ja się zgadzam.

Na twarzach obojga pojawiły się uśmiechy.

* * *

Hermiona kończyła się malować. Zadowolona z efektu, który osiągnęła - uśmiechnęła się do siebie. Sięgnęła po wiszący na fotelu sweter i dołączyła do czekającego na nią męża. Z jej ust nie znikał wyraz radości, który odwzajemnił Malfoy. W jego oczach można było dostrzec podziw – dla niego zawsze była najpiękniejsza ze wszystkich. Już w Hogwarcie jej to mówił, mimo że wtedy nie chciała mu wierzyć. Dziś widział, że wreszcie w to uwierzyła. Nie rozumiał tylko, ile w tej przemianie zależało od niego. To dla niego chciała być tym najrzadszym, najpiękniejszym kwiatem w całym ogrodzie. Tylko razem stanowili siłę nie do pokonania – ona o tym wiedziała, on miał dopiero się o tym dowiedzieć.

* * *

Przyjęcie w domu państwa Weasleyów pełne było wybuchów śmiechu – zwłaszcza za sprawą Georga i Rona, który na ten dzień przygotowali premierę kilku magicznych gadżetów z ich sklepu. Wśród atmosfery radości i zabawy przyjaciele wypytywali Pansy o zbliżający się ślub, a Isobell o pobyt w Azji. Panna Cuevas-Brown żałowała, iż nie uczestniczyła w ślubie kuzynki, ale w Bangkoku przedłużyły się mediacje nad umową, w której reprezentowała interesy ojca. Blondynka od razu skupiła uwagę wszystkich osób, opowiadając z humorem historie jakie spotkały ją na obcym kontynencie. Tylko Hermiona wydawała się nieobecna – z uwagą wpatrywała się w pannę Parkinson. Nikomu się do tego przyznała, nawet Ginny, jako swojej najlepszej przyjaciółce – ale w głębi duszy czasem bywała jeszcze o nią zazdrosna. O jej relacje z Draco – ich związek z przeszłości, który zakończył się przyjaźnią na całe życie. Nie tylko ona była wyjątkowo milcząca tego wieczoru. Mężczyzna siedzący niedaleko niej także pogrążony był we własnych myślach, które zaprzątała ta urocza blondynka, z pasją opowiadająca w tym momencie o Królestwie Tygrysów. Jej postać go zaintrygowała. Pamiętał wyraz jej oczu w gabinecie Shacklebolta. Nic o niej nie wiedział – oprócz tego jak się nazywała. A to przecież za mało, by móc obdarzyć kogoś uczuciem, prawda? Przecież on – Wiktor Krum – nie wierzył w miłość od pierwszego wejrzenia.

* * *
* * *

sobota, 9 kwietnia 2016

Liebster Blog Award









„Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz kilka osób (informujesz je o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował”.



Nominację dostałam już jakiś czas temu od dwóch wspaniałych osób - Deszczowej i Arcanum Felis.
I odpowiadam teraz na Wasze pytania.


Pytania od Arcanum Felis

1. Czy masz jakieś oryginalne hobby? Jeśli tak to jakie?

Moje hobby od najmłodszych lat to czytanie, a wręcz pochłanianiem książek w jak najkrótszym czasie np. Trylogię Millenium Stiega Larrsenna przeczytałam w dwa dni. Poza tym uwielbiam piec muffiny. Największe osiągniecie? Upieczenie ponad 100 sztuk na jeden raz.

2. Twoja ulubiona potrawa to? 

Ulubiona potrawa? Ostatnimi czasy to pizza włoska – cienkie ciasto, rukola, szynka parmeńska. Oprócz niej uwielbiam muffiny w każdej postaci – i słodkie i słone.

3. Draco Malfoy vs Ron Weasley? 

Draco Malfoy zdecydowanie! Rona nigdy nie polubiłam – drażnił mnie swoim zachowaniem, zwłaszcza w stosunku do Hermiony. Dlatego nigdy nie mogłam zrozumieć jakim cudem oni zostali parą!

4. Z którym aktorem/aktorką z Harry’ego Pottera chciałabyś się spotkać? 

Emma Watson. Lubię ją nie tylko ze względu na filmy Harry'ego Pottera. :) (przyznam szczerze, że mam słabość do bajek Disney'a a Emma właśnie wciela się w rolę Belli w ekranizacji „Pięknej i Bestii”, która jest moja ukochaną produkcją Disney'a)

5. Jaki smak najlepiej współgra z Twoim charakterem?

Czekolada z chili. I słodka i ostra. W zależności od chwili.

6. Miejsce na ziemi, które Cię oczarowało? 

Barcelona. Kocham to miasto.

7. Jaką książkę możesz polecić na zimowy wieczór? 

Wszystko zależy od rodzaju jaki się lubi. Nie umiałabym wybrać jednej. :) jeśli kryminał, to Sherlock Holmes lub Agatha Christie lub M. C. Beaton. Jeśli polski autor to Dorota Terakowska lub Janusz Leon Wiśniewski. Jeśli coś z serii to Harry Potter lub Igrzyska Śmierci. A może coś podnoszącego na duchu, jak „Love, Rosie” (poprzedni tytuł „Na końcu tęczy”). Mogłabym tak w nieskończoność. ^^

8. Co być zobaczyła w zwierciadle Ain Eingarp? 

Moją córkę jako osobę spełnioną i szczęśliwą.

9. Od ilu lat jesteś Potterhead?

W tym roku będzie to już 16 lat. A dokładnie od magicznej daty 10/04/2000 r., czyli premiery pierwszego tomu w przekładzie polskim. To data moich 11 urodzin i jako prezent dostałam właśnie tę książkę. Lepszego prezentu otrzymać nie mogłam. :)

10. Jakie jest Twoje ulubione zaklęcie z Harry’ego Pottera?

Ulubionym jest Expecto Patronum – bo by wyczarować patronusa, trzeba odwołać się do swoich najmilszych wspomnień. Z resztą to zaklęcie tworzy ochronę osób, które się kocha przed dementorem a także służy do szybkiego przekazywania informacji.
Jednak w życiu najbardziej praktycznym zaklęciem było by przwołujące Accio. Kto z nas nie chciałaby przestać tracić czasu na poszukiwanie zaginionych rzeczy np. w damskiej torebce? ^^ 

11. Ulubiony dzień tygodnia? 

I tu chyba zdziwię wszystkich – ja naprawdę lubię poniedziałki! :)




Pytania od  Deszczowej

1. Co sprawia, że piszesz?

Po prostu wena. Zarys historii pojawia się w mojej głowie, a za nim odpowiednie słowa. Bez tego nie jestem w stanie pisać. 

2. Czy Twoi bliscy wiedzą o Twojej twórczości? Jak na nią reagują?

Nie. Przez moją rodzinę uznane byłoby to za niepotrzebną stratę czasu. 

3. Czy masz już zaplanowaną całą historię? A może pomysły przychodzą na bieżąco?

Mam zaplanowaną po części – wiem co w najbliższych rozdziałach się pojawi. Ale jak zakończy się ta historia? Nie mam zielonego pojęcia – wszystko zależy od moich bohaterów, oni przeważnie żyją własnym życiem. Mam jednak nadzieję, że będzie to happy end. :) 

4. Której postaci z serii Harry'ego Pottera najbardziej nie lubisz? Dlaczego?

Rona Wesley'a. Denerwował mnie od samego początku. Jest dziecinny i nie potrafi docenić tego, co ma. Ciągle porównuje się do innych i chce by przyjaciele wychwalali go pod niebiosa. 

5. Gdyby JKR pozwoliła Ci zmienić jedną rzecz w swojej książce, co by to było?

Hermiona byłaby z Draco! 

6. Dlaczego akurat Dramione?

Bo lubię Romea i Julię, a to ich taka wersja w magicznym świecie. On arystokrata, któremu od małego wpajano zasadę czystości krwi. I ona – mugolaczka – a przy tym najbardziej wyjątkowa czarownica. To idealny przykład tego, że nienawiść i miłość dzieli jeden krok, a przekroczyć ją to jak przywrócić sercu życie. 

7. Wolisz dłuższe opowiadania z dużą ilością wątków czy wręcz przeciwnie - krótsze, bardziej zwięzłe historie?

Jeśli historia jest dobrze napisana, to może mieć i ponad 500 stron. Czasem jednak dobrze jest też przeczytać coś krótkiego. :) 

8. W co naprawdę wierzysz?

W Boga i Anioła Stróża. 

9. Wygrywasz na loterii sześć złotych. Co robisz?

Idę na czekoladowe lody.

10. Gdybyś mogła przez miesiąc żyć życiem kogoś innego - kto by to był?

Sherlock Holmes – a raczej jego damska wersja. Musiałabym taką stworzyć. ;) 

11. A gdybyś miała już do końca życia być kimś innym, kogo byś wybrała?

Angelina Jolie. Podziwiam za talent aktorski i za to, jaką jest kobietą.




Moje pytania.

1. Komedia czy dramat? Co jest bliższe Twemu sercu?

2. Kiedy i w jaki sposób pojawiło się Dramione w Twoim życiu?

3. Ulubiony bohater ze świata wykreowanego przez J. K. Rowling?

4. Film czy książka?

5. Która część Harry'ego Pottera jest Ci najbliższa?

6. Słodki, słony, a może kwaśny? Który smak jest Twoim ulubionym?

7. Ulica Pokątna, Dolina Godryka, Hogwart, a może Hogsmade – i gdzie i dlaczego chciałabyś zamieszkać?

8. Który sklep ze świata czarodziejów chciałabyś odwiedzić?

9. Najbardziej irytujący parring z jakim się spotkałaś? 

10. Ulubiona książka poza Harrym Potterem?

11, Ulubiony cytat?


Nominuję: Iralandkę, Potterhead Olę oraz Arabellę.
Będzie mi miło, jeśli zechcecie znaleźć chwilę, by odpowiedzieć na moje pytanie.

środa, 23 marca 2016

Uważaj czego pragniesz - rozdział V

Podziękowania należą się dwóm osobom:
mojej wspaniałej Becie, z której zdaniem bardzo się liczę - mariakoy
oraz MD - za każde kopnięcie, by pojawił się ten rozdział.

Dziękuję również za każdy komentarz - to ogromnie motywuje!

PS. w tekście pojawiają się trzy wulgaryzmy.


* * *
* * *


Aurorzy stali w gabinecie Ministra Magii i czekali, aż ten się odezwie. Harry Potter, Ronald Weasley, Dracon Malfoy, Robert Savage, Gawain Robards oraz Alexander Gore patrzyli na siebie ze zdziwieniem, nie rozumiejąc co było aż tak ważne, że zostali tu zwołani. Atmosfera robiła się coraz gęstsza. Wreszcie panująca ciszę przerwał Shacklebolt.

- Zagraża nam poważne niebezpieczeństwo. Chodzi o Grahama Montague z byłymi poplecznikami Voldemorta. Jak widać przeżył on Twój atak, Malfoy. - mężczyzna zwrócił na niego uwagę. W jego zmęczonych oczach dostrzec można było strach i niepewność, zaś na twarzy blondyna panował wyraz zdziwienia.

- Nie mógł przeżyć tak silnego ataku. Wymierzyłem w niego najsilniejsze klątwy!

- Oprócz Avada Kedavra. I może dlatego przeżył. Prawdopodobnie pomógł mu Pucey i teraz obaj dołączyli do dawnych kompanów. Planują atak na Ministerstwo. Z tego powodu was tu zebrałem. Potrzebujemy sojuszników, sami jesteśmy za słabi, a nasz upadek będzie końcem magicznego porządku także dla innych. Każdy z was ma za zadanie dostarczyć wiadomość do wskazanej osoby i poczekać na jej odpowiedź. Dokumenty przekaże wam panna Sune. Wszystko jasne? - spytał, mierząc wszystkich wzrokiem. Aurorzy skinęli twierdząco. - Jeśli nie macie żadnych pytań, to proszę was o jak najszybsze wykonanie zadania – mężczyźni skierowali się w stronę wyjścia.

- Draco, zostań jeszcze chwilę. - Minister Magii zatrzymał blondyna.

- Tak?

- Doskonale zdaję sobie sprawę, że dzisiejsza wiadomość jest dla ciebie szczególnie trudna. Żyjesz chęcią dokonania zemsty na kuzynie. Nienawidzisz także Montague. Ale nie możesz działać teraz pod wpływem emocji – każdy Twój ruch musi być przemyślany i ostrożny. Musisz wreszcie zrozumieć, że czasem to właśnie od jednostek zależą losy ogółu. I pamiętaj, że nie jesteś już sam. Odpowiadasz także za swoją żonę.

- Pan także martwi się, czy nie skrzywdzę Hermiony? - spytał ze złością. - Pan wybaczy, ale to sprawa pomiędzy nią a mną, a nie całym Ministerstwem.

- Owszem, to sprawa pomiędzy waszą dwójką. Nie chciałem cię urazić moimi słowami, a ostrzec. Nie jesteś już sam, więc możesz ponownie stać się celem ataku twojego kuzyna – a raczej to twoja żona może się nim stać. Musisz szczególnie uważać, rozumiesz?

- Tak – kiwnął głową.

- Ruszaj więc i przynieś dobre wieści. Wszystkim nam są one potrzebne.

* * *

Blondyn rzucił na łóżko plecak i pośpiesznie pakował do niego najpotrzebniejsze rzeczy. Był zły. Nie tylko dlatego, że okazało się iż Montague żyje. I że w jego życiu ponownie pojawił się kuzyn. Był zły bo wiedział, że w głębi duszy ich przyjaciele mieli za złe to, co zrobił w przeszłości. Że zniknął z życia Hermiony i ta przez niego cierpiała. Czasem czuł, że źle zrobił wracając i dając jej nadzieję. Ale tylko przy niej zapominał o zemście.

Wreszcie był zły na to, że ze wszystkich sojuszników mu musiała trafić Bułgaria i spotkanie z Wiktorem Krumem. Bułgar, którego stryjem był tamtejszy Minister. Krum był jego asystentem i planowanym następcą. Odkąd zobaczył żonę w jego ramionach, nie umiał wyrzucić tego obrazu z pamięci. A fakt, że stanowili kiedyś parę, dodatkowo go denerwował.

Usłyszał skrzypnięcie, otwierających się drzwi. Bose stopy stawiające kroki na podłodze słychać było wyraźnie. Malfoy poczuł jak delikatne ramiona kobiety obejmują go. Jej dłonie zaplotły się na jego brzuchu. Twarz zaś wtuliła w materiał bluzki na jego plecach. Przez chwilę trwali tak w ciszy.

- Uważaj na siebie – wyszeptała- i proszę wróć jak najszybciej.

Podniósł jej dłoń i delikatnie ucałował jej wnętrze.

- Wrócę jak najszybciej. Nie musisz się o mnie martwić.

Po czym odsunął się i sięgając po plecak teleportował się w jedynie sobie znane miejsce, pozostawiając ją samą.

Hermiona popatrzyła na puste pomieszczenie ze smutkiem. Intuicja podpowiadała jej, że wszystko się teraz zmieni.

* * *

Blondyn z niecierpliwością przechadzał się po gabinecie Kruma i czekał na jego odpowiedź. Uważnie mu się przyglądał szukając powodu, dla którego Hermiona zwróciła na niego uwagę. Czuł się zazdrosny i było to dla niego irracjonalne.

- Jeszcze dziś spotkam się z Ministrem i dam ci odpowiedź. Macie moje pełne poparcie, ale muszę to jeszcze ustalić ze stryjem, nie chcę wypowiadać się w jego imieniu – głos mężczyzny wyrwał go z zadumy. - Wyślę Ci sowę z godziną spotkania.

- Będę jej oczekiwać – rzekł Malfoy i nie czekając na odpowiedź wyszedł z pomieszczenia.

Szedł szybkim krokiem przez korytarz. Musiał jak najszybciej opuścić budynek – męczyły go duszności. Czuł jakby w jednej chwili wróciło wszystko. Jakby cofnął się w czasie do tamtego zimowego wieczoru,kiedy stracił wszystko. Wtedy zrozumiał, że życie składa się chwil, które je odmieniają. Z momentów, które potrafią przenieść w jednej sekundzie z nieba do piekła. On wtedy trafił do tej otchłani – pogrążyła go i wciągnęła. Co by się z nim stało, gdyby w pewnym momencie nie postanowił zawrócić z obranej ścieżki? Gdyby nie wrócił do tej, która kochała go całym sercem?

* * *

Draco stawił się na umówioną godzinę. Zaskoczył go strój bułgara – nie miał on na sobie garnituru jak dzień wcześniej, wyglądał raczej jakby szykował się do podróży.

- Mój stryj podzielił moje zdanie. Oficjalnie popieramy Kingsley'a Shacklebolt'a i macie nasze wsparcie na wypadek wybuchu wojny – Krum podpisał dokumenty i wstał, sięgając po torbę leżącą pod biurkiem. - Możemy ruszać.

- My? - blondyn spytał zdziwiony.

- Tak, warunkiem porozumienia jest moja obecność w Londynie i informowanie wuja na bieżąco o tym, co się dzieje w Anglii. I uprzedzając twoje pytanie – zdania nie zmienię, więc lepiej ruszajmy.

* * *

Mężczyźni przemieszczali się bezszelestnie po lesie. Postanowili unikać teleportacji – w ten sposób byli śmierciożecy łatwo mogliby przejrzeć plany Ministra Magii. Śpieszyli się i biegli najszybciej jak potrafili. I mimo że w podróży byli już od dwóch dni, praktycznie w ogóle ze sobą nie rozmawiali. Nagle jeden z nich przystanął i ruchem ręki zatrzymał współtowarzysza. Wiktora zaskoczył jego zachowanie i już miał o to spytać, gdy nagle usłyszał:

- Patrz – blondyn wskazywał coś pomiędzy drzewami. Po chwili i brunet dostrzegł to, co na pierwszy rzut oka było niewidoczne. Delikatne, srebrne nitki, tak starannie zamaskowane. Niewidoczne na pierwszy rzut oka. Nie zdążył nic odpowiedzieć, gdyż w ich stronę popłynął strumień ognia. A za nim rzucona została kolejna klątwa, której ledwie uniknął.

- Zasadzka – wyszeptał Krum.

- Brawo za spostrzegawczość – Draco odpowiedział ironicznie, dostrzegając jakąś postać wśród drzew. Od razu pobiegł w tym kierunku i rozpoczął walkę z napastnikiem.

* * *

- Kurwa! Po cholerę się wtrącałeś? Spieprzyłeś wszystko! – blondyn krzyczał na swojego współtowarzysza.

- Miałem mu pozwolić Cię zabić? – tym razem w głosie Kruma można było wychwycić ironię.

- Poradziłbym sobie sam!

- Pewnie. Tylko na chwilę zabrakło ci oddechu. – mężczyzna docinał mu szyderczo.

I miał w tym swoją rację. Podczas walki napastniki zaskoczył Malfoya. Zablokował jego ciało niewerbalnym zaklęciem i zaczął torturować. Rzucił na niego klątwę duszności i Draco udusiłby się, gdyby Wiktor nie wtrącił się w tym momencie. I to wcale nie z sympatii, jaką darzył potomka klanu arystokratów. Wiedział, że Hermiona nigdy nie wybaczyłaby mu tego, że nie pomógł jej mężowi. Dlatego też posłał w stronę przeciwnika jedno z zaklęć poznanych w murach Durmstrang'u. Było to Circumdaenam – klątwa piasku, który otaczał przeciwnika, tworząc kokon wokół jego ciała, jednoczśnie pozbawiając go powietrza. Mężczyzna początkowo strasznie krzyczał, jednak jego krzyk milkł z każdą sekundą. I już po kilku sekundach na ziemi leżało jego uduszone ciało. Stąd właśnie pretensje Draco. Blondyn nie mógł znieść tego, że był w tej sytuacji zależny od swojego towarzysza. Że sam by sobie nie poradził. Że zawdzięczał mu życie, a co za tym idzie łączyła ich od tej chwili magiczna więź. Najbardziej jednak to urażona męska duma krzyczała w jego duszy.

- Przez Ciebie nie wiemy nawet kim on był! Ani tego kto go nasłał!

- Ładne mi podziękowania ze uratowanie życia.

- Nikt Cię o to nie prosił! – mierzyli się wzrokiem, który mógł zabijać.

Przez chwilę panowała pomiędzy nimi cisza.

- To dziwne… – Draco spojrzał zdziwiony na towarzysza.

- Co jest dziwne?

- Ten mężczyzna w ogóle nie zwracał na mnie uwagi. On nie przyszedł by zabić nas, tylko Ciebie.

Malfoy patrzył nieobecnym wzrokiem przed siebie. Do takich samych wniosków doszedł przed chwilą. Miał jednak zbyt wielu wróg, z których największym był jego kuzyn. Zastanawiał się kto tym razem czyha na jego życie.

* * *

Kobieta wędrowała ulicami Londynu. Zawsze lubiła to miasto, a teraz wreszcie wróciła do kraju po kilku latach nieobecności. Zastanawiała się, jak jej dawni znajomi zareagują na jej powrót. Przed spotkaniem z nimi musiała zrobić jeszcze jedną rzecz. Skierowała swe kroki do kwiaciarni, znajdującej się na jeden z bocznych alejek ulicy Pokątnej. Delikatny zapach kwiatów unosił się w pomieszczeniu. Przechodziła wokół wazonów i zastanawiała się, co wybrać.

- Może w czymś pomogę?

Piwne oczy spotkały się z czarnymi.

- Pansy? To naprawdę Ty? - radośnie spytała Ginny. - Kiedy wróciłaś?

- Tak, to ja – odpowiedziała jej uśmiechem. - Wróciłam dopiero wczoraj i tak naprawdę jeszcze nie zdążyłam się rozpakować. Muszę jednak jeszcze zrobić jedną ważną rzecz i potrzebuję odpowiednich kwiatów.

- Opowiedz mi zatem coś więcej o okoliczności lub osobie, którą chcesz obdarować kwiatem, a ja pomogę Ci dobrać odpowiednie.

Przez chwilę panowała cisza. W końcu kobieta odezwała się cicho.

- Jest to kwiat dla osoby, którą straciłam dawno temu, ale z którą się jeszcze nie pożegnałam. Chciałabym to zrobić teraz. Chcę się pożegnać, ale także zapewnić, że nigdy jej nie zapomnę. Że zawsze będzie miała wyjątkowe miejsce w moim sercu.

Potter słuchała jej dokładnie, jednocześnie układając mały bukiet.

- Chcę jeszcze ją przeprosić za to, co zrobiłam. Wiem jednak, że postąpiłam słusznie, że to była najlepsza decyzja, jaką mogłam podjąć.

Przez chwilę w pomieszczeniu słychać było tylko dźwięk przycinanych kwiatów.

- Proszę. Oto Twoje kwiaty – rudowłosa podała kwiaty Pansy. - Barwinek to czułe wspomnienie, które masz związane z tą osoba. Wiciokrzew to symbol oddania, a jaśmin przywiązania. Nagietek to żal, a cyprus oznacza żałobę, którą nosisz w sercu. Fioletowy hiacynt jest prośbą o przebaczenie, a mirt z czerwoną różą zapewnieniem o twojej miłości. A okalają je niezapominajki, czyli obietnica tego, że nigdy o niej nie zapomnisz.*

- Dziękuję – wyszeptała wzruszona Parkinson. Kwiaty były idealne. Wyglądały dokładnie tak, jak chciała.

Zapłaciła za bukiet i pożegnała się z Ginny, zapewniając ją że wkrótce odwiedzi dom Potter'ów.

Wyszła na ulice Londynu, po czym teleportowała się w miejsce, do którego zmierzała. Szybko minęła wysoką, metalową bramą, prowadzącą na cmentarz. W tym miejscu zawsze panowała cisza. Nie dochodził tu śmiech. Stąpała bezszelestnie, przemierzając przez kolejne alejki. Wreszcie dotarła na miejsce. Prosty, marmurowy nagrobek, chowający w środku osobę, która znaczyła dla niej wszystko. Kobieta przyklęknęła i położyła na grobie kwiaty.

- Mamusiu wróciłam… – wyszeptała cicho.

* * *

Granger-Malfoy siedziała na parapecie. Było to jej ulubione miejsce do rozmyśleń. Widziała stąd rozgwieżdżone niebo, a ten widok zawsze działał na nią kojąco. Dziś też tak było. W jej czekoladowych oczach czaił się strach, troska o ukochanego. Bała się – od wyruszenia przez niego na misję, miała złe przeczucia. Chciała aby były to tylko urojenie jej przewrażliwionej duszy. Westchnęła cicho. Podkuliła kolana i objęła je ramionami. Chciała, aby Draco był już w domu. Mógłby się zachowywać jak dawniej – obco i obojętnie. Ale żeby był. Po prostu był.

* * *
* * *


*znaczenie kwiatów pochodzi z książki "Sekretny język kwiatów" V. Diffenbaugh

piątek, 26 lutego 2016

Uważaj czego pragniesz - rozdział IV



I oto już czwarty rozdział historii Draco i Hermiony.


Dedykowany mojej guru od sama wiesz czego - dziękuję za pomoc! Arcanum Felis


Beta: mariakoy





* * *
* * *

Promienie słońca poprzez firanki delikatnie wpadały do pomieszczenia. Oświetlały śpiącą parę. Kasztanowe kosmyki włosów kobiety rozrzucone były niedbale na poduszce. Jeden z promyków oświetlał twarz, sprawiając że na jej czole pojawiła się mała zmarszczka. Wtuliła się jeszcze bardziej w ukochanego, który obudził się właśnie w tym momencie. Był zdziwiony. Po raz pierwszy od bardzo dawna przespał w spokoju całą noc. Bez koszmarów nawiedzających go od dzieciństwa. Spojrzał na żonę przytuloną do niego. Przypomniał sobie wydarzenia z wczorajszej nocy. Taniec. Powrót do domu. I pocałunek… Tylko gdy ona była w pobliżu nie wiedział jak ma się zachować. Nie chciał nawet sam przed sobą przyznać, że małżeństwo z Hermioną zmieniło jego życie. Że dzięki niej odzyskał nadzieję na lepsze jutro. I że może przestał już być mścicielem…

* * *

Granger-Malfoy wciąż z zamkniętymi oczyma wyciągnęła ręce. Trafiła jednak na pustkę – znów leżała sama w łóżku. Przez chwilę pomyślała, że wydarzenia z poprzedniej nocy były tylko snem. Pięknym, ale mimo wszystko tylko snem. Zawinęła się kołdrą i patrzyła ze smutkiem na pustą połówkę łózka. Marzyła o tym, że któregoś poranka on w nim będzie, że obudzi się przy nim. Westchnęła cicho i udała się do łazienki.

* * *

Kobieta weszła do kuchni. Przystanęła zaskoczona, widząc w pomieszczeniu blondyna. Mężczyzna stał do niej tyłem. Nagle odwrócił się i zapytał:

- Witaj Hermiono. Masz może ochotę na kawę?

Pokiwała twierdząco głową i usiadła przy stole. Draco postawił przed nią kubek z ciepłym płynem. Spojrzała na niego z wdzięcznością i wzięła naczynie do ręki. Zachwyciła się aromatem kawy trzymanej w dłoniach – sam zapach kofeiny pobudzał ją już do działania. Napiła się gorącego płynu, a jej organizm zalała fala rozluźnienia. Od razu poczuła się lepiej. Malfoy usiadł koło niej.

- Na którą umówiłeś się z Ronem? – ciszę przerwała była gryfonka.

Spojrzała uważnie na twarz męża – w szczególności na jego oczy. Uwielbiała się w nie wpatrywać.

- Powiedział, że możemy przyjść jak tylko wstaniemy.

- On naprawdę ma zamiar świętować przez cały tydzień?

- Tak, przecież go znasz. Jak już się na coś uprze, to to zrobi.

- To prawda… Tylko jedna rzecz mu nie wyszła, nie mógł Ciebie odnaleźć… Mimo złożonej mi obietnicy – dokończyła nieco smutniej.

Zaległa pomiędzy nimi cisza. Hermiona powróciła do wspomnień. Tak bardzo cierpiała po odejściu Draco.

Nie było dnia, w którym by przez niego nie płakała. W którym by o nim nie myślała. Nie rozumiała tego, co się stało. Czemu tak nagle zniknął i zostawił ją bez wyjaśnienia? Pozostali członkowie Złotej Trójki bardzo ją wtedy wspierali. Wzięli nawet wolne w pracy i wyruszyli na poszukiwania arystokraty. Misja niestety zakończyła się bezowocnie. Blondyn z uwagą przyglądał się żonie. Widział, że zmienił się jej wyraz twarzy – stała się smutna. Położył delikatnie rękę na jej dłoni, czym oderwał ją od rozmyślań.

- Nie myśl już o tym. Najważniejsze, że znów jesteśmy razem.

Kobieta spojrzała na niego i skinęła delikatnie głową. W jego oczach znalazła obietnicę i spokój.

* * *

Granger-Malfoy siedziała przed toaletką i malowała się. Jej mąż czekał już na nią w salonie, a ona jak zwykle nie mogła się zdecydować, co ma założyć. W końcu postawiła na sukienkę w granatowym kolorze. Skromna, długości za kolano z szerokimi ramiączkami podkreślała jej urodę. Skończyła się malować i dołączyła do czekającego Draco. Gdy ją zobaczył nie mógł wyjść z podziwu. Nie odezwał się jednak słowem. Uśmiechnął się lekko i podał jej rękę. Według niego Hermiona wyglądała pięknie we wszystkim co założyła. W niczym nie przypominała tej dziewczyny sprzed lat z wieloma kompleksami.

Blondyn jednak nie wiedział jednej ważnej rzeczy – a mianowicie, że robi to wszystko dla niego. Że chce być piękna tylko dla niego.

* * *

Państwo Malfoy nie byli pierwszymi gośćmi Weasley'ów. Przed nimi zdążyli przyjść Ginny z Harrym. W przeciągu godziny posiadłość rodu Brown zapełniła się gośćmi. Świętowanie zaślubin Rona i Lavender na nowo się rozpoczęło. Jednak pomimo uśmiechów na twarzach wielu osób, ich serca były skażone bólem, wątpliwościami, smutkiem.

* * *

Tydzień zabawy, ucztowania, świętowania minął w mgnieniu oka. Teraz trzeba było tylko posprzątać całą posiadłość rodu Brown, co nie było takie łatwe. Rodzinny dom panny młodej wyglądał tak, jakby przeszło przez niego tornado. I faktycznie tak było. Był to huragan o nazwie Weasley'owie. Jeden członek klanu rudowłosych potrafił dobrze zamieszać, ale cała rodzina w jednym miejscu – aż dziwne, że nie skończyło się to jakimś wybuchem. Jednak rodzice blondynki byli szczęśliwi. Ich córka wyszła za mąż z prawdziwej miłości. Tylko oni na początku nie akceptowali tego związku. Chcieli, by Lavender poślubiła jakiegoś arystokratę i żyła szczęśliwa w bogactwie. Uważali, że relacja z najmłodszym synem Artura przyniesie trud i cierpienie ich jedynaczki. Z tego powodu wielokrotnie w ich domy wybuchały kłótnie. Panna Brown w tej sprawie była jednak nieugięta. Przeciwstawiła się woli ojca. Walczyła o możliwość bycia z ukochanym. I wygrała. Po raz pierwszy wyszła z ukrycia. Pokonała swoją nieśmiałość. Udowodniła swoją siłę. Opłaciło się, bo dziś mogła cieszyć się swoim małżeństwem w pełni.

Pan Brown stał na balkonie i spoglądał na ogród, okalający posiadłość. Niebieskie oczy utkwione były szczególnie w jednym miejsce – różany ogródek szczególnie uwielbiany przez jego córkę. I to właśnie o niej myślał w tej chwili. Dzisiejszego dnia Lavender wyprowadzała się z domu. Doskonale wiedział, że ten dzień musiał w końcu nastąpić. Nie przypuszczał jednak, że nastąpi tak szybko. Przed sobą samym nie umiał ukryć faktu, że jest mu z tym bardzo ciężko. Oddawał w końcu swoją córkę, która teraz domem będzie nazywała zupełnie inne miejsce. A czas spędzny w posiadłości rodzinnej pozostanie tylko kolejnym zamkniętym etapem jej życia. Szczególnie będzie mu brakowało jej śmiechu, rozbrzmiewającego w całym budynku. Od dziś na co dzień będzie mógł się w niego wsłuchiwać Ronald. Westchnął cicho. Przypomniał sobie, jak bardzo ranił w przeszłości swoją córkę. Słowami i czynami, a ona nigdy się na nic nie skarżyła. Wszystko zawsze przyjmowała godnie, z honorem. Tylko jeden raz sprzeciwiła się jego woli – wtedy, gdy kazał zakończyć jej związek z Weasley'em. Na zawsze zapamiętał jej krzyk z tamtego dnia. Łzy, spływające po jej policzkach. I trzask drzwi. To trzaśnięcie jakby otworzyło mu oczy. Wtedy właśnie zrozumiał, że Lavender nie jest już małą dziewczynką. Że stała się silną kobietą, walczącą o to, co dla niej ważne. Nigdy jej tego nie powiedział, ale podziwiał ją wtedy za tę odwagę. Walkę o bycie z ukochanym. Udało się jej osiągnąć cel – przekonała rodzinę, że tylko z Ronem może być szczęśliwa. Westchnął i odwrócił wzrok od ogrodu. Za dużo było w nim wspomnień związanych z jego córką. Dziecka, które utracił na zawsze. Zamiast małej dziewczynki miał już przed sobą dorosłą, pewną siebie kobietę. Kochającą i kochaną.

Mężczyzna odwrócił się, gdy usłyszał dźwięk otwierających się drzwi. Weszła przez nie blondynka.

- Przeszkadzam? – zapytała cicho.

- Nie. – ojciec popatrzył na nią z uwagą.

Jego odpowiedź zadowoliła ją, dlatego wciągnęła Rona do pokoju. Pan Brown widział ogromny uśmiech na twarzy córki. Czuł radość jaka od niej biła. W jej oczach, tak samo niebieskich jak jego, dostrzegał ogrom miłości. Uczucia, jakim obdarzyła męża. Uśmiechnął się – wiedział, że oddaje córkę w dobre ręce. Był szczęśliwy.

- Przyszliśmy się pożegnać… – kobieta zaczęła cicho.

Podeszła do ojca i się do niego przytuliła. On objął ją mocno. Trwali tak przez chwilę. Potem mężczyzna pocałował ją w czoło i wziął za rękę, którą podał rudowłosemu.

- Opiekuj się nią. – powiedział, patrząc na Wesley'a.

- Przy mnie nic złego się jej nie stanie.

Na twarzach całej trójki gościły uśmiechy.

* * *

Blondyn spoglądał w niebo usiane gwiazdami. Jego myśli krążyły chaotycznie. Myślał o rodzicach. Kuzynie. O zemście. O obietnicach, które złożył i których to nie dotrzymał. O żonie – kobiecie, która sprawiła, że mógł choć na chwilę zrzucić maskę. Dzięki której dostrzegał inny cel niż tylko pomszczenie rodziny. Na nim spoczęło zadanie odbudowy rodu. Chciał aby nazwisko Malfoy ponownie zajęło godną pozycję w świecie czarodziejów.

* * *

Kobieta siedziała przed toaletką i kończyła się malować. Chciała wyglądać przepięknie. W swojej głowie miała już ułożony plan odzyskania ukochanego. Wzięła nawet krótki urlop w pracy, by móc zrealizować swoją taktykę i być bliżej Pottera. Musiała zrozumieć czemu poślubił on rudowłosą. Czego zabrakło jej – a co miała jedyna córka Molly? Rozumiała fascynację Ginny, gdy ta grała zawodowo w quidditcha – nie raz spotykały się podczas meczu. Wybraniec związał się jednak z kobietą, gdy ta po 5 latach gry zrezygnowała z drużyny i otworzyła kwiaciarnię. Związała włosy w kucyk i opuściła hotelowy pokój. Miała nadzieję, że spacer poprawi jej humor. Być może los postawi na jej drodze kogoś interesującego?

* * *

Mężczyzna siedział w swoim gabinecie i przeglądał dokumenty. Na jego twarzy widać było wyraz zdenerwowania. Nie mógł uwierzyć w to, co czytał. Jego ręka, trzymająca pergamin zaczęła się trząść. Wypuścił go z dłoni, a twarz ukrył w dłoniach.

- Dlaczego właśnie teraz? Dlaczego mam psuć tą radość i spokój, który wreszcie zapanował w czarodziejskim świecie?

Oblicze zagrożenia było jednak zbyt duże, by móc je zlekceważyć.

- Panno Sune! – krzyknął.

Kobieta weszła do pomieszczenia. Zauważyła wszędzie porozrzucane papiery, które ktoś będzie musiał posprzątać. Tym kimś oczywiście była ona.

- Tak?

Czarnoskóry nawet na nią nie spojrzał. Pośpiesznym ruchem pióra skreślał słowa na pergaminie. Dokumenty zwinęła w rulonik i podał go asystentce.

- Sprowadź do mnie jak najszybciej te osoby.

- Dobrze. – czarnowłosa ukłoniła się i wyszła.

Shacklebolt ponownie został sam.

* * *

Draco patrzył zdziwiony na pergamin z wezwaniem do Ministra Magii. Zastanawiał się, czemu został do niego wezwany. I dlaczego miał się stawić w trybie natychmiastowym.

- Coś się stało? – zapytała kobieta, widząc reakcję męża.

- Kingsley mnie do siebie wzywa. Mam się u niego stawić jak najszybciej.

W jej czekoladowych oczach można było dostrzec zaskoczenie. Ale także i strach. Nagłe wezwania praktycznie zawsze oznaczały misje. A te pilne wezwania – te niebezpieczne. Nie pokazała jednak po sobie, że jest zmartwiona tą wiadomością.

- Muszę tam iść – stalowe tęczówki wpatrywały się z uwagą w jej twarz.

Czekał na jej reakcję.

- Dobrze. Mam nadzieję, że wszystko jest w porządku – podniosła na niego wzrok.

Przez chwilę wpatrywali się w siebie, po czym mężczyzna się teleportował. Hermiona została sama w pomieszczeniu. Objęła się ramionami – czuła chłód, rozchodzący się po jej ciele. Martwiła się. Przeczuwała, że stało się coś złego.

* * * 
* * *