czwartek, 11 lutego 2016

Uważaj czego pragniesz - rozdział II

Wybaczcie, że tak długo kazałam Wam czekać na nowy rozdział. 
Bez dłuższych wstępów - zapraszam na II rozdział.
I proszę o pozostawianie okruszków w postaci komentarzy. 
Beta: mariakoy
* * *
Właścicielka kasztanowych włosów otworzyła oczy. Znów leżała sama w łóżku, ale dzisiaj obudziła się już spokojniejsza. Wczorajszy obiad z Draco znów obudził w niej nadzieję. Nadzieję na lepsze jutro. Jutro spędzone z Nim w szczęściu i miłości. To ciągle było jej marzeniem. Zeszła do kuchni. Na stole leżała kartka.
Pamiętam o wieczornym spotkaniu, ale nie wiem, czy się wyrobię, żeby po Ciebie przyjść. Prawdopodobnie się spóźnię, ale będę na pewno. Spotkamy się na miejscu. Zawsze dotrzymuję danego słowa. D.”
Nalała sobie kawy do kubka. Jeszcze raz przeczytała wiadomość.
A co jeśli on się nie zjawi? Nie przyjdzie?- cichy głos w jej głowie szeptał słowa, które zatruwały serce i duszę.
Potrząsnęła głową.
- Muszę Mu ufać. Jest moim mężem, a małżeństwo musi opierać się na wzajemnym zaufaniu. Przyjdzie, będzie na pewno! – dokończyła zdecydowanym głosem.
Spojrzała na zdjęcie stojące na szafce - przedstawiało ją, Harry'ego i Rona. Złotą Trójkę po II Bitwie o Hogwart, tuż po pokonaniu Voldemorta. To była najważniejsza chwila w jej życiu. Właśnie wtedy wierzyła, że wszystko się zmieni, że będzie mogła być z ukochanym chłopakiem. Na fotografii dało się dostrzec tę nadzieję w jej wzroku, który poszukiwał blondyna. Pamiętała radość która przepełniła jej serce, gdy zobaczyła go wchodzącego w tej samej chwili do Wielkiej Sali. Podbiegła wtedy do niego i na oczach wszystkich pocałowała. Już nie musieli się ukrywać. Już na zawsze mieli być razem.
Potrząsnęła głową ze smutkiem. Nie lubiła powracać myślami do tamtych dni. Chwila, która miała być tą najszczęśliwszą, okazała się wstępem do piekła, jakie ją czekało. Otchłani, którą pochłonęła ją tuż po tym, jak Ślizgon odszedł z jej życia, pozostawiając wielką pustkę. Łamiąc jej serce na miliony niedających się posklejać kawałków. Ale rozum płatał jej figle, ciągle przywołując wspomnienia tamtych chwil. A pamiętała wszystko. Każde spojrzenie, każdy dotyk, pocałunek. Chwile spędzone razem, ukradkiem wykradzione codzienności.
Zaczęło się przecież od nienawiści i lekcji profesora Slughorna. To on wymyślił, by połączyć Ślizgonów i Gryfonów w pary do pracy nad eliksirami. Odwołał się przy tym do słów Dumbledora: “Będziemy na tyle silni, na ile będziemy zjednoczeni. I na tyle słabi, na ile będziemy podzieleni.” I tak oto została połączona ze swoim największym szkolnym wrogiem. A jej serce odnalazło miłość, obezwładniającą, jedyną. Spotkała uczucie, które na zawsze ją odmieniło.
***
Siedziała przed toaletką i rozczesywała włosy. Od najmłodszych lat stanowiły jej zmorę. Próbowała zrobić piękną fryzurę, ale kosmyki i tak sterczały. Żyły własnym życiem. W końcu zrezygnowana sięgnęła po różdżkę i wypowiedziała zaklęcie, a na jej głowie uformował się idealny kok. Następnie zaczęła się malować. Wytuszowała rzęsy, a na usta nałożyła błyszczyk w jej ulubionym kolorze – dojrzałej wiśni. Wstała i podeszła do łóżka, na którym leżało parę sukienek. Przez parę minut nie wiedziała, którą założyć. Przymierzała kolejne, coraz bardziej zniechęcona. W końcu wybrała klasyczną małą czarną i szpilki w tym samym kolorze. Spojrzała na zegarek. Wskazówki niemiłosiernie wskazywały godzinę przyjęcia. Jeśli nie chciała się spóźnić, nie mogła dłużej czekać na męża. Hermiona westchnęła i teleportowała się w pobliże domu Lavender. Sama. Bez Draco.
***
Trzy przyjaciółki kończyły ostatnie przygotowania w kuchni. Trzy kolory włosów - jasne, ciemne i rude, przeplatały się gdy te szybko uwijały się z ostatnimi daniami. Nagle do kuchni zajrzał Harry:
- Ginny chodź już do pokoju. Miałaś się nie przemęczać!
- Nic mi się nie stanie od głupiego krojenia! Daj mi spokój!
Kobieta wypchnęła męża za drzwi.
- On mnie tym pilnowaniem wykończy… – westchnęła.
- Kocha Cię i się o Ciebie troszczy. - blondynka uśmiechnęła się.
- Jest zawsze przy Tobie. Nie powinnaś narzekać… – dodała cicho Hermiona.
- A właśnie – gdzie jest szanowny pan arystokrata Malfoy? – zaśmiała się piwnooka.
- Nie wiem gdzie jest. Nie jestem jego Aniołem Stróżem…
- Ale jesteś przecież jego żoną… – blondynka popatrzyła na nią z uwagą.
- Powiedział, że się spóźni, ale przyjdzie na pewno. Obiecał mi to… – na jej twarzy pojawił się mały uśmiech, ale ton głosu wyrażał inne uczucie.
Smutek. Przyjaciółki popatrzyły na nią z troską. Przez chwilę trwały w ciszy.
- Co się dzieje? – zapytała Ginny
- Co ma się dziać? Jestem tak okropna, że mój mąż nawet się do mnie zbliża. Unika mnie na każdym kroku! Myślicie, że to jest w porządku? – w jej oczach zalśniły łzy.
Odwróciła się tyłem do współtowarzyszek. Nie chciała by zobaczyły, że płacze. Że okazała słabość. Przecież w czasach szkolnych była uznawana za jedną z najodważniejszych osób. A w świecie czarodziejów mówiono, że jest najmądrzejszą czarownicą od czasów Roweny Ravenclaw. A tymczasem ona pozwoliła na to, by to serce kierowało jej życiem, a nie rozum.
Poczuła jak obejmują ją drobne ramiona przyszłej pani Weasley.
- Nie jesteś okropna. Jesteś wspaniałą kobietą, która zasługuje na bycie szczęśliwą. I tak będzie – blondynka próbowała ją uspokoić.
- Daj mu szansę na to żeby zrozumiał swój błąd. Niech sam stara się go naprawić – dodała Ginny. - Na Harry'ego to podziałało.
Ich relacja też na początku odbiegała od idealnych. Ona – zakochana w nim od najmłodszych lat, a on – wiecznie nie zwracający na nią uwagi, tratujący ją tylko jak młodszą siostrę swojego przyjaciela. Gdy dowiedziała się o uczuciu, które rozwijało się między nim a Cho Chang, jej serce bolało jak nigdy przedtem. I wtedy zrozumiała, że jeżeli dalej będzie tak postępować to nigdy nie będzie z ukochanym. Odpuściła. Zaczęła żyć własnym życiem. I wtedy los okazał się być dla niej łaskawy. Mężczyzna zrozumiał, że to ją właśnie kocha. Niedługo później zostali parą i pobrali się. Rudowłosa czule pogłaskała się po brzuchu. Zawsze tak robiła, gdy tylko pomyślała o ukochanym. W końcu dziecko, które w sobie nosiła było owocem jej miłości do męża.
- Będzie dobrze zobaczysz. Widać to na przykładzie moim i Ginny – uśmiechnięta Lavender odwróciła w swoją stronę kasztanowłosą.
Otarła chusteczką mokre ślady na jej policzkach.
- Teraz wyglądasz prawie jak człowiek.
Granger-Malfoy spojrzała na nią ze zdziwieniem.
- Prawie? – wyszeptała.
- Tak, bo masz wciąż załzawione oczy. Proszę Cię nie martw się o Malfoya! Dzisiaj masz się bawić! Zrozumiano?
Uzdrowicielka pokiwała głową twierdząco.
- No i to mi się podoba! – piwnooka promieniała radością.
- O wilku mowa – odezwała się blondynka, wskazując wejściowe drzwi.
Hermiona poczuła uciśnięcie w żołądku. Jej przyjaciółki zaczęły wynosić jedzenie do pokoju, ale ona została w kuchni. Nie chciała dopuścić do szybkiej konfrontacji z ukochanym. Zwłaszcza, że jeszcze przed chwilą przez niego płakała. Draco zaś przywitał się z przyjaciółmi. Nigdzie jednak nie dostrzegał swojej żony.
Nie przyszła? Czyżby czekała na mnie w domu? zastanawiał się.
- Ginny nie wiesz gdzie jest Hermiona? – zapytał w końcu przechodzącą obok rudowłosą.
- Jest w kuchni.
Mężczyzna skierował się do wskazanego mu pomieszczenia.
* * *
* * *
Malfoy wszedł do pomieszczenia. Oparł się o framugę drzwi i popatrzył z uwagą na żonę. Ta zaś była zupełnie nieświadoma jego obecności. Kończyła właśnie zmywać i gdy odłożyła ostatni talerz odwróciła się, a na jej twarzy pojawiło się zaskoczenie.
- Draco… – wyszeptała cicho.
Jej oczy wyrażały bezgraniczny smutek. Spuściła głowę, aby blondyn nie zauważył, że płakała. On oczywiście zobaczył to, co ta chciała przed nim ukryć – ślady łez pod oczami. Wrócił pamięcią do obrazu sprzed lat… Wtedy też płakała… O wiele częściej niż teraz… I też przez niego. Uśmiechnęła się, starając się ukryć smutek.
- Coś się stało? – zapytał
- Skądże. Chodźmy się bawić – nie czekając na jego odpowiedź, minęła go w drzwiach i chciała iść do pokoju.
Chciała, ale powstrzymał ją żelazny ucisk jego dłoni na jej przegubie.
- Co się dzieje? – ponowił pytanie.
- Naprawdę nic – wyrwała dłoń z jego uścisku.
Odwróciła się do niego tyłem i oparła ręce na krawędzi blatu stołu. Przez chwilę zaległa pomiędzy nimi cisza.
- Jednak przyszłeś… – wyrzuciła z siebie cicho wypowiedziane słowa, tak jakby miały być tylko przeznaczone dla niej.
Jednak on je usłyszał.
- Wątpiłaś, czy spełnię swoją obietnicę? – zapytał.
Nic nie odpowiedziała. Zacisnęła tylko lekko pięści. I powieki, aby kolejne łzy nie spływały po jej policzkach. Podszedł do niej i dotknął jej brody. Podniósł jej głowę do tak, aby na niego spojrzała.
- Wątpisz we mnie? W moje słowa?
Nadal cisza.
- Hermiono, czy Ty mi ufasz?
I znowu nic. Jego pytania pozostawały bez odpowiedzi. Opuścił rękę, która dotykała jej twarzy. Odwrócił się i zamierzał już wyjść do przyjaciół, gdy usłyszał, ledwie słyszalny głos żony:
- Ufam Ci… Tylko boję się, że… – urwała.
Popatrzył na nią z uwagą. Tak jakby samym spojrzeniem swoich szarych tęczówek.
- Boisz się mnie?
- Nie – wyszeptała.
- Więc czego się boisz?
- Tego, że pewnego dnia się obudzę i Ciebie nie będzie. Że wyjdziesz bez słowa i już nie wrócisz. Że znów odejdziesz. A moje serce znów będzie połamane na tysiące kawałków. I już nikt i nic nie będzie w stanie ich poukładać… Wolę już żyć z Tobą i czuć się jak więzień własnego domu, w którym i Ty czujesz się tak obco… Niż znów być sama… – po jej policzkach płynęły łzy.
Mężczyzną wstrząsnęły jej słowa. Nie wiedział co zrobić. Podszedł do niej i podał chusteczkę.
- Nie płacz… Proszę…
Spojrzała na niego zdziwiona. Przez nigdy o nic jej nie prosił, tym bardziej, żeby nie płakała. On zaś w tym momencie odwrócił się i wyszedł. Kasztanowowłosa otarła szybko łzy i poszła do łazienki doprowadzić się do normalnego stanu. Kiedy wróciła do pokoju, nigdzie nie mogła znaleźć męża.
* * *
Hermiona przytuliła przyjaciółkę.
- Dziękuję za wszystko. To był naprawdę miły wieczór – szepnęła do ucha blondynce.
- Nie masz mi za co dziękować. Cieszę się, że miło spędziłaś ten czas. I mam nadzieję, że wszystko się ułoży… – Lavender uśmiechnęła się promiennie.
- Dziękuję – bezgłośnie wypowiedziała kasztanowłosa.
Na jej twarzy pojawił się uśmiech. Przed wyjściem pocałowała jeszcze Rona w policzek. Ten w odpowiedzi wyszczerzył do niej zęby.
- Mam nadzieję, że się wam podobało – bardziej stwierdził niż zapytał.
- Oczywiście, że tak. Ale wiem dobrze, że nie masz wcale dłużej ochoty tutaj stać i ze mną rozmawiać. Pożegnaliście już wszystkich gości i wreszcie możesz spędzić trochę czasu z Lav – zaczęła się śmiać.
Przez chwilę przypomniał jej się obraz sprzed lat – blondynka zapatrzona w Weasleya, a on w niej. Dobrze, że w końcu przejrzał na oczy i związał się z tą, która mogła obdarzyć go szczęściem i miłością. Rudowłosy, o ile to możliwe, uśmiechnął się jeszcze szerzej na te słowa.
- Szczerze? To o niczym innym nie marzę – roześmiał się.
- Wiem o tym doskonale. Dobranoc – pomachała mu jeszcze na do widzenia.
Kobieta zaczęła iść w stronę domu. Sama. Nagle za drzewa wyszedł Malfoy. Przystanęła zdziwiona. Ostatnio coraz bardziej była zdziwiona jego zachowaniem. Nie mogła nadążyć za jego tokiem myślenia.
- Myślałam, że już poszedłeś… – powiedziała cicho.
Wiatr zaczął mocniej wiać i bawić się jej włosami.
- I pozwolić, żebyś sama wracała? Co inni by na to powiedzieli?
No tak – inni. Tylko dlatego jesteś taki miły.gorzkie myśli zaczęły wkradać się do jej serca. Szli w ciszy. Nocne powietrze nie należało do najcieplejszych. Dziewczyna już po przejściu paru kroków poczuła, jak robi się jej zimno.
Czemu nie wzięłam ze sobą żadnego okrycia?!”była na siebie zła. Objęła się rękoma – chciała choć trochę się ogrzać. Ale to jej nie pomagało. Nagle poczuła jak ciepły materiał otacza jej ramiona. Spojrzała zdziwiona na męża, który zdjął marynarkę i nią ją opatulił.
- Zmarzniesz… – wyszeptała.
- Nie martw się o mnie. Poradzę sobie.
- Dziękuję…
Pomiędzy nimi zaległa cisza. Żadne z nich nie odezwało się aż do powrotu do domu.
* * *

Hermiona wyszła spod prysznica. Założyła koszulkę nocną i poszła do sypialni. Była pusta. Westchnęła cicho i położyła się na łóżku. Okryła się szczelnie kołdrą – nie chciała marznąć. Przez parę minut leżała z otwartymi oczami, wpatrując się w ciemności. Później zasnęła. Draco obserwował ją z balkonu, na którym stał. Po chwili odwrócił się i zatopił spojrzenie w czarnym niebie. Zastanawiał się, co ma zrobić dalej ze swoim małżeństwem.

12 komentarzy:

  1. Kap, kap, kap i kilka łez popłyneło po moim policzku... Masz świetny styl pisania i potrafisz przyprawić mnie o dreszcze *w pozytywnym tego słowa znaczeniu*. Rozdział fantastyczny, smutny, ale jednak jest w nim szczypta radości. Czekam na następny ♡
    www.crazy-in-love-dramione.blogspot.com
    Pozdrawiam #Hedwiga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te szczypty mam nadzieję, że będą się pojawiały coraz częściej. Ale i będę dbała o to, by tekst nie zrobił się zbyt słodki. Nadmiar cukru szkodzi. ;)
      Pozdrawiam ciepło!

      Usuń
  2. Kap, kap, kap i kilka łez popłyneło po moim policzku... Masz świetny styl pisania i potrafisz przyprawić mnie o dreszcze *w pozytywnym tego słowa znaczeniu*. Rozdział fantastyczny, smutny, ale jednak jest w nim szczypta radości. Czekam na następny ♡
    www.crazy-in-love-dramione.blogspot.com
    Pozdrawiam #Hedwiga

    OdpowiedzUsuń
  3. Strasznie smutna jest ta historia... Kurczę, tak mi się jakoś zrobiło... No smutno, smutno! Aż trudno mi w ogóle myśli zebrać. Nie wiem co więcej powiedzieć, mam tylko nadzieję, że to małżeństwo jakoś się uda uratować!

    Życzę dużo weny i pozdrawiam,
    Deszczowa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rety, zapomniałam! Nominowałam Cię do Liebster Blog Awards :) Nie wiem czy bawisz się w takie rzeczy, ale będzie mi bardzo miło jeśli odpowiesz na moje pytania :)

      Usuń
    2. Chciałabym, żeby ta historia zakończyła się happy end'em, ale nie mogę tego obiecać - nigdy nie wiadomo, w którym momencie moi bohaterowie zaczną żyć własnym życiem i namieszają mi w planach. ;)

      Bardzo dziękuję za wyróżnienie i nominację! ;*

      Usuń
  4. Świetny rozdział ❤
    Szkoda mi Hermiony... Cieszę się jednak, że Draco dotrzymał obietnicy. Gdyby tego nie zrobił... no, cóż, to by było po prostu wredne. I tyle.
    Bardzo podobał mi się moment, kiedy Draco oddał Hermionie swoją marynarkę. Niby to zwykły gest, ale w tej sytuacji to wydaje się być cudowne.
    Mam nadzieję, że uda im się uratować ten związek. Zresztą, wierzę, że tak będzie...
    Przepraszam, że komentarz taki krótki, ale jest już późno, a ja padam na pysk, że tak brzydko się wyrażę. :)
    Czekam na kolejny rozdział! :D
    Pozdrawiam i życzę weny,
    Feltson

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla Draco bardzo ważne jest dotrzymywanie danego słowa. Dlatego nie cofnął zaręczyn i ożenił się z Hermioną. Za jego zachowaniem kryje się pewna rodzinna historia, która zostanie w końcu opisana. I mam nadzieję, że wtedy każdy spojrzy na Malfoya z innej perspektywy. :)
      Pozdrawiam ciepło!

      Usuń
  5. Świetny rozdział! Podobało mi się, to że Draco dał Hermionie swoją marynarkę to było takie hmm urocze <3
    Mam nadzieję, że Draco i Hermiona dojdą do porozumienia...
    Życzę weny na kolejne rozdziały!
    Pozdrawiam
    Arcanum Felis
    PS. Przy okazji nominowałam Cię do LBA więcej informacji w linku: http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/2016/02/liebster-blog-award-8.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też bym tego chciała. :) ale nie wiem, czy moi bohaterowie nie zrobią mi jakiegoś psikusa. ;)
      Bardzo dziękuję za wyróżnienie! Czuję się zaszczycona!

      Usuń
  6. piękny a jednocześnie smutny ten rozdział i liczę na to że takich rozdziałów będzie więcej :D po mimo kilku błędów jest świetnie ( taak wiem muszę sie przyczepić :P ) biedna Miona ... miomo wszystko mam nadzieję ze wszystko sie ułoży więc nie pozostaje mi nic innego jak czekać na kolejny rodziła ,który mam nadzieję już nie długo pozdrawiam :D

    Mina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwracaj uwagę na te błędy i mnie na nie nakierowuj! To bardzo ważne dla mnie, by je wyeliminować! :)

      Usuń