niedziela, 15 maja 2016

Drabble II





- Czemu akurat miesiąc?
- Bo to już coś znaczy, a nie jest wiążące.
*

Taką odpowiedź dostał tamtej wiosny. Wiosny, która wiele zmieniła w jego życiu. Byli ze sobą miesiąc – tylko i aż. To, co ich spotkało było nieprzewidywalne. Nie planowali tego romansu – on sam pojawił się w ich życiu, wprowadzając chaos. Spędzili ze sobą trzydzieści dni – pełne pasji, namiętności. Trzydziestego pierwszego dnia odeszła, pozostawiając za sobą pustkę, której nie potrafił zapełnić. Nie, nie umarła. Wyszła za Rona, tak jak zamierzała wcześniej. Nie przewidziała tylko tego, że on ją pokocha. I nawet w jesieni życia – będzie pamiętał. Skrycie, samotnie będzie wspominał. Ich. 


* * *


*cytat z filmu "Słodki listopad".

Kolejne drabble. Ostatnio polubiłam tę formę pisania i bawię się nią. Staram się pisać, jak najwięcej dribble i drabble (duża jednak część nie nadaje się do publikacji).

Przy okazji zapraszam na konkurs, organizowany przez Stowarzyszenie blogów z Harry'ego Pottera!

wtorek, 3 maja 2016

Uważaj czego pragniesz - rozdział VII

Beta: cudowna Patronuska i niezastąpiona mariekoy,

Zachęcam do zgłoszenia swoich blogów w Stowarzyszeniu blogów z Harry'ego Pottera.
Już niedługo startujemy z konkursem, a na razie można przeczytać ciekawostki na temat filmu "Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć" oraz garść informacji o Draco Malfoy'u,

Zapraszam również do zapoznania się z zakładką Bohaterowie.


Będzie mi miło, jeśli pozostawisz po sobie ślad, po przeczytaniu poniższego tekstu.


* * *
* * *

Kobieta z coraz większą uwagą przypatrywała się osobie, siedzącej na przeciwko niej. W jej piękne, lśniące włosy, którymi co chwilę potrząsała. Błyszczące oczy przykuwały wzrok – nie tylko jej, ale i pozostałych przyjaciół. Znajdowała się w centrum uwagi, śmiejąc się i żartując ze wszystkimi – a zwłaszcza z jej mężem. Poczuła ukucie w okolicy serca. I chociaż nie powinna być zazdrosna, to była. Spojrzała ze smutkiem na kobietę, która stanowiła przeszłość jej małżonka. Próbowała uwierzyć w to, że tamten związek zakończył się w czasach szkolnych – a obecnie łączyła ich tylko przyjaźń. Nie potrafiła jednak – w jej głowie wciąż odgrywały się sceny z tamtych lat. W Hogwarcie gdy byli w siebie zapatrzeni i w pewnym momencie praktycznie nierozłączni. Porównywała się z nią i w myślach zawsze przegrywała te pojedynki. Bo jak – jej niesforne włosy – miały wygrać z nienaganną fryzurą i głębią czerni? A jej zwykłe brązowe oczy z tymi hebanowymi? Może jedynie na gruncie popularności mogła wygrać, ale tak się nie czuła. W Hogwarcie już od pierwszego roku wszyscy wiedzieli, kim jest. Była z daleka rozpoznawalna po charakterystycznych włosach. Mimo tego czuła się samotnie. Czuła, że tam nie pasuje. Spojrzała na rywalkę ze smutkiem. Idealna figura, perfekcyjne dobrana sukienka, szpilki, biżuteria – makijaż, który tylko podkreślał i uwydatniał jej piękno. Jak mogła z nią rywalizować? Ona, pełna kompleksów, które nie zniknęły pomimo opuszczenia szkolnych murów. Nie zniknęły – nawet po oświadczynach ukochanego mężczyzny, który zapewniał ją o swym uczuciu. Mimo to, czasem czuła się jeszcze jak ta mała, przerażona dziewczynka, przekraczająca próg Wielkiej Sali pierwszego dnia szkoły. A wtedy jej demony dopadały ją i szeptały do ucha natarczywe obawy. Bała się najbardziej tego, że jej małżeństwo pęknie jak mydlana bańka. Pryśnie i nic już nie pozostanie, a ukochany odejdzie do dawnej miłości. I chociaż nikomu się nie przyznawała, nawet najlepszej przyjaciółce, to Ginevra Molly Potter najbardziej obawiała się bólu złamanego serca.

* * *

Żartom i śmiechom nie było końca. Lavender okazała się być doskonałą panią domu, która dbała o to, by na stole nie brakowało jedzenia. Ron zaś uzupełniał tylko płyny w szklankach przyjaciół. Cho Chang siedziała blisko Harry'ego, który był jej towarzyszem w rozmowie. Nie pamiętała już kiedy zrozumiała, że nadal coś do niego czuje, a dla zakochanej kobiety każdy powód jest dobry by być blisko ukochanego. Ona nie tylko darzyła go uczuciem – chciała go odzyskać. Uwieść, poddać się pożądaniu. Udowodnić wszystkim, a już zwłaszcza Ginny, że pomimo upływu lat wciąż jest w jego sercu. I że to ją kocha prawdziwą miłością. Zaś panna Weasley (nie potrafiła myśleć o niej jako pani Potter) była tak naprawdę tylko przelotnym kaprysem.

* * *

Hermiona z uśmiechem przypatrywała się przyjaciołom. Jeszcze kilkanaście lat temu było nie do pomyślenia, że będą wspólnie żartować, spędzać wolny czas – o przyjaźni nie było nawet mowy. Zwłaszcza uczniowie Gryffindoru i Slytherinu na każdym kroku wzajemnie sobie docinali. A dziś stanowili paczkę przyjaciół, w której mogli na siebie wzajemnie liczyć.

Zbliżyły ich przeżycia wojenne. Draco często powtarzał, że została odebrana im ta niewinność, którą nosi w sobie każde dziecko. Żadne nie chciało brać udziału w wojnie, na którą skazał ich los. Wojna powinna toczyć się w Ministerstwie, a nie w szkole pełnej dzieci, które powinny być chronione.

Podzielała jego zdanie, ale zawsze zastanawiała się, czy wtedy ich życie znajdowałoby się w tym samym punkcie? Czy bez niej w ich życiu byłoby miejsce na przyjaźń i miłość? A może nadal panowałyby między nimi stosunki pełne uprzedzeń i nienawiści, jak w pierwszych latach pobytu w Hogwarcie?

Może teraz byłaby żoną Rona? Dużo osób właśnie wróżyło im taką przyszłość – zwłaszcza w szóstej klasie. Owszem – była wtedy zazdrosna o Weasleya. Tylko, że to co inni błędnie odczytali jako miłość z jej strony, było po prostu przyjaźnią. I wynikało z troski o przyjaciela.

O sile uczucia panny Brown przekonała się w czasie II Bitwy o Hogwart. To właśnie tamtego dnia dziewczyna uratowała życie ukochanemu, odpychając go i przyjmując na siebie atak Greybacka. W tamtej chwili przynajmniej dla jednej osoby zatrzymał się świat. Ron był zrozpaczony i przekonany o stracie dziewczyny, która skradła mu serce. Lavender przez kilka miesięcy przebywała w stanie śpiączki w Świętym Mungu. Weasley przesiadywał tam całe dnie, pełen obawy, smutku, czasem i zwątpienia. Tylko nadzieja nigdy w nim nie umierała – to pozwoliło mu nie zwariować w trudnych chwilach. Dzień, w którym panna Brown obudziła się i wróciła do świata żywych, dla niego stał się jednym z najszczęśliwszych dni w życiu.

To właśnie przez częste odwiedziny w tym miejscu Hermiona postanowiła, że chce zostać magomedykiem i nieść pomoc potrzebującym. Zrozumiała, że to jest jej przeznaczenie. Że w tym będzie najlepsza. Że praca w polityce, Ministerstwie – jaką wróżono i proponowano – zupełnie nie jest dla niej.

Studia w tym zakresie, a następnie praca stanowiły też doskonałą ucieczkę przed złamanym sercem. Uciekała przed samotnością – pustką w jej duszy, która zrodziła się po odejściu Draco. Ale później wrócił i przywrócił jej spokój. Tak, uczucia do niego nie planowała. Wdarło się do jej życia i wypełniło jej serce. Uśmiechnęła się lekko. Za nic w świecie nie wyzbyłaby się tej miłości.

* * *

Isobell Delphine Cuevas-Brown po raz pierwszy w życiu czuła się nieswojo. Było to spowodowane obecnością mężczyzny, którego przedstawiono jej jako Wiktora Kruma. Jego nazwisko było jej znane – jej ojciec był wielkim fanem qudditcha. Sama jednak nigdy nie była fanką tego sportu. Uczucie zmieszania rosło, gdy ilekroć patrzyła w jego kierunku widziała jego wzrok skierowany właśnie na nią. Natychmiast odwracała wtedy twarz, kierując swoje spojrzenie na pozostałych towarzysz lub elementy wystroju domu. Po raz pierwszy ucieszyła się tak naprawdę z faktu, że ma długie włosy, za którymi mogła się skryć. Ukryć zaróżowione policzki i szybsze bicie serca. Jej dłonie mimowolnie zaciskały się na materiale spódnicy. Czuła, że mogłaby zatonąć w spojrzeniu jego ciemnych oczu. Chciała tego. Pragnęła posmakować jego pocałunków. Czuła pożądanie każdą komórką ciała. Wiedziała jednak, że nie mogła pozwolić na to by to jej emocje wzięły górę.

* * *

Grupa przyjaciół wędrowała przez miasto śmiejąc się i żartując. Było już po północy, gdy opuścili mieszkanie państwa Weasley. Po drodze odłączali się kolejni, zmierzający do własnych domów. W końcu zostali tylko ci dwoje – obcych dla siebie i kraju w jakim się znajdowali. Z odmiennych światów, których los połączył ścieżki na przekór wszystkiemu.

- Odprowadzę cię – głęboki głos mężczyzny wyrwał Isobell z zamyślenia.

- Dziękuję, ale nie trzeba. Sama sobie poradzę – jej ton głosu był stanowczy.

- Zawsze musisz być taka uparta?

- Przywykłam do tego, że zawsze jestem sama. Dzięki temu nauczyłam się przede wszystkim samodzielności – chłodny ton głosu zadziwiał nawet ją samą. - Poza tym już od dawna nie jestem małą dziewczynką, żeby mieć eskortę.

- Mój ojciec wychował mnie tak, bym zawsze odprowadzał kobietę i zmieniał zasad nie będę. Dlatego albo wspólnie przespacerujemy się do hotelu w miłej, koleżeńskiej atmosferze, albo będę szedł za tobą przez całą drogą – zaśmiał się lekko. - Wybór należy do ciebie, moja droga.

- I kto tu jest uparty? - błękitne oczy zalśniły z rozbawienia.

Droga do hotelu minęła im na miłej rozmowie. Zadawali sobie mnóstwo pytań, pragnąć dowiedzieć się jak najwięcej o tej drugiej osobie. Nagle blondynka zatrzymała się i oznajmiła:

- Jesteśmy na miejscu – uśmiechnęła się lekko. - Dziękuję za oprowadzanie – pocałowała go w policzek i nim zdążył coś odpowiedzieć zniknęła za masywnymi drzwiami.

Wiktor stał na chodniku osłupiały. Nie przypuszczał, że ich spacer będzie trwał tak krótko. Miał nadzieję, że dowie się o tajemniczej Isobell jeszcze więcej. Poczuł dziwną pustkę, gdy drzwi się za nią zamknęły. Idąc do swojego hotelu spostrzegł, że trzykrotnie obeszli okolicę zanim panna Cuevas przyznała, że dotarli na miejsce. Jego usta zadrżały lekko od uśmiechu. Czuł, że to nie ostatnie spotkanie z tą kobietą. A przynajmniej miał nadzieję, że niedługo się spotkają...

* * * 

Ginny przypatrywała się swojemu odbiciu w lustrze. Słabo oświetlenie w łazience robiło swoje, ale mimo to wyglądała źle. Blade oblicze, podkrążone oczy z czerwoną obwolutą, suche i popękane usta. Widać było po niej zmęczenie i zmartwienie, które ją trapiło. Demony, z którymi walczyła i odpychała za dnia, nocą wracały ze zdwojoną siłą. Odkręciła kran – chłodna woda dała chwilowe ukojenie jej twarzy. Obmyła każdy centymetr skóry, skupiając się na czynności. Byleby tylko nie przywoływać tego wspomnienia, które jak zatruty owoc wyniszczało ją od wewnątrz.

Myślisz, że on kocha cię tak bardzo jak mnie? Czy ożeniłby się z tobą, gdyby nie wieczne gadanie twojej mamy? On kocha w tobie tylko to dziecko, które w sobie nosisz. Może go fascynowałaś, gdy grałaś w qudditcha. Ale teraz? Zwykła pani z kwiaciarni? Co możesz mu oferować, czego ja nie mogłabym mu dać? - złośliwy uśmiech pojawił się na ustach kobiety. - Jestem Cho Chang, najlepsza szukająca od pięciu lat w Brytyjsko-Irlandzkiej Lidze Quidditcha. Najmłodsza kapitan Srok z Montrose w historii klubu – a od tego roku najmłodsza viceprezes tego klubu. Ja nigdy nie przegrywam – oczy zalśniły z pasją. - Mam zamiar go odzyskać, Ginny. Kocham go, zawsze kochałam.”

Słowa, które usłyszała w domu brata dotkliwie ją zabolały. Poczuła ostry ból, pochodzących z okolic brzucha. Położyła dłoń na nim i delikatnie zaczęła głaskać.

- Ci mój maleńki, już idziemy spać – skierowała swe kroki do sypialni.

Pomieszczenie oświetlała mała lampka. Kolejna noc, którą spędzała samotnie. Harry ciągle przebywał w Ministerstwie – szukali wraz z Kingsleyem i pozostałymi aurorami sposobu, by uniknąć kolejnej wojny. Położyła się w najwygodniejszej pozycji na łóżku i rękoma oplotła brzuch. „On kocha w tobie tylko to dziecko, które w sobie nosisz. Co możesz mu oferować, czego ja nie mogłabym mu dać? Ja nigdy nie przegrywam. Mam zamiar go odzyskać, Ginny. Kocham go, zawsze kochałam.” Słowa rywalki ciągle brzęczały jej w głowie. Nie umiała, nie mogła przestać o tym myśleć. Z wyczerpania zasnęła dopiero nad ranem.

* * *
* * *