środa, 23 marca 2016

Uważaj czego pragniesz - rozdział V

Podziękowania należą się dwóm osobom:
mojej wspaniałej Becie, z której zdaniem bardzo się liczę - mariakoy
oraz MD - za każde kopnięcie, by pojawił się ten rozdział.

Dziękuję również za każdy komentarz - to ogromnie motywuje!

PS. w tekście pojawiają się trzy wulgaryzmy.


* * *
* * *


Aurorzy stali w gabinecie Ministra Magii i czekali, aż ten się odezwie. Harry Potter, Ronald Weasley, Dracon Malfoy, Robert Savage, Gawain Robards oraz Alexander Gore patrzyli na siebie ze zdziwieniem, nie rozumiejąc co było aż tak ważne, że zostali tu zwołani. Atmosfera robiła się coraz gęstsza. Wreszcie panująca ciszę przerwał Shacklebolt.

- Zagraża nam poważne niebezpieczeństwo. Chodzi o Grahama Montague z byłymi poplecznikami Voldemorta. Jak widać przeżył on Twój atak, Malfoy. - mężczyzna zwrócił na niego uwagę. W jego zmęczonych oczach dostrzec można było strach i niepewność, zaś na twarzy blondyna panował wyraz zdziwienia.

- Nie mógł przeżyć tak silnego ataku. Wymierzyłem w niego najsilniejsze klątwy!

- Oprócz Avada Kedavra. I może dlatego przeżył. Prawdopodobnie pomógł mu Pucey i teraz obaj dołączyli do dawnych kompanów. Planują atak na Ministerstwo. Z tego powodu was tu zebrałem. Potrzebujemy sojuszników, sami jesteśmy za słabi, a nasz upadek będzie końcem magicznego porządku także dla innych. Każdy z was ma za zadanie dostarczyć wiadomość do wskazanej osoby i poczekać na jej odpowiedź. Dokumenty przekaże wam panna Sune. Wszystko jasne? - spytał, mierząc wszystkich wzrokiem. Aurorzy skinęli twierdząco. - Jeśli nie macie żadnych pytań, to proszę was o jak najszybsze wykonanie zadania – mężczyźni skierowali się w stronę wyjścia.

- Draco, zostań jeszcze chwilę. - Minister Magii zatrzymał blondyna.

- Tak?

- Doskonale zdaję sobie sprawę, że dzisiejsza wiadomość jest dla ciebie szczególnie trudna. Żyjesz chęcią dokonania zemsty na kuzynie. Nienawidzisz także Montague. Ale nie możesz działać teraz pod wpływem emocji – każdy Twój ruch musi być przemyślany i ostrożny. Musisz wreszcie zrozumieć, że czasem to właśnie od jednostek zależą losy ogółu. I pamiętaj, że nie jesteś już sam. Odpowiadasz także za swoją żonę.

- Pan także martwi się, czy nie skrzywdzę Hermiony? - spytał ze złością. - Pan wybaczy, ale to sprawa pomiędzy nią a mną, a nie całym Ministerstwem.

- Owszem, to sprawa pomiędzy waszą dwójką. Nie chciałem cię urazić moimi słowami, a ostrzec. Nie jesteś już sam, więc możesz ponownie stać się celem ataku twojego kuzyna – a raczej to twoja żona może się nim stać. Musisz szczególnie uważać, rozumiesz?

- Tak – kiwnął głową.

- Ruszaj więc i przynieś dobre wieści. Wszystkim nam są one potrzebne.

* * *

Blondyn rzucił na łóżko plecak i pośpiesznie pakował do niego najpotrzebniejsze rzeczy. Był zły. Nie tylko dlatego, że okazało się iż Montague żyje. I że w jego życiu ponownie pojawił się kuzyn. Był zły bo wiedział, że w głębi duszy ich przyjaciele mieli za złe to, co zrobił w przeszłości. Że zniknął z życia Hermiony i ta przez niego cierpiała. Czasem czuł, że źle zrobił wracając i dając jej nadzieję. Ale tylko przy niej zapominał o zemście.

Wreszcie był zły na to, że ze wszystkich sojuszników mu musiała trafić Bułgaria i spotkanie z Wiktorem Krumem. Bułgar, którego stryjem był tamtejszy Minister. Krum był jego asystentem i planowanym następcą. Odkąd zobaczył żonę w jego ramionach, nie umiał wyrzucić tego obrazu z pamięci. A fakt, że stanowili kiedyś parę, dodatkowo go denerwował.

Usłyszał skrzypnięcie, otwierających się drzwi. Bose stopy stawiające kroki na podłodze słychać było wyraźnie. Malfoy poczuł jak delikatne ramiona kobiety obejmują go. Jej dłonie zaplotły się na jego brzuchu. Twarz zaś wtuliła w materiał bluzki na jego plecach. Przez chwilę trwali tak w ciszy.

- Uważaj na siebie – wyszeptała- i proszę wróć jak najszybciej.

Podniósł jej dłoń i delikatnie ucałował jej wnętrze.

- Wrócę jak najszybciej. Nie musisz się o mnie martwić.

Po czym odsunął się i sięgając po plecak teleportował się w jedynie sobie znane miejsce, pozostawiając ją samą.

Hermiona popatrzyła na puste pomieszczenie ze smutkiem. Intuicja podpowiadała jej, że wszystko się teraz zmieni.

* * *

Blondyn z niecierpliwością przechadzał się po gabinecie Kruma i czekał na jego odpowiedź. Uważnie mu się przyglądał szukając powodu, dla którego Hermiona zwróciła na niego uwagę. Czuł się zazdrosny i było to dla niego irracjonalne.

- Jeszcze dziś spotkam się z Ministrem i dam ci odpowiedź. Macie moje pełne poparcie, ale muszę to jeszcze ustalić ze stryjem, nie chcę wypowiadać się w jego imieniu – głos mężczyzny wyrwał go z zadumy. - Wyślę Ci sowę z godziną spotkania.

- Będę jej oczekiwać – rzekł Malfoy i nie czekając na odpowiedź wyszedł z pomieszczenia.

Szedł szybkim krokiem przez korytarz. Musiał jak najszybciej opuścić budynek – męczyły go duszności. Czuł jakby w jednej chwili wróciło wszystko. Jakby cofnął się w czasie do tamtego zimowego wieczoru,kiedy stracił wszystko. Wtedy zrozumiał, że życie składa się chwil, które je odmieniają. Z momentów, które potrafią przenieść w jednej sekundzie z nieba do piekła. On wtedy trafił do tej otchłani – pogrążyła go i wciągnęła. Co by się z nim stało, gdyby w pewnym momencie nie postanowił zawrócić z obranej ścieżki? Gdyby nie wrócił do tej, która kochała go całym sercem?

* * *

Draco stawił się na umówioną godzinę. Zaskoczył go strój bułgara – nie miał on na sobie garnituru jak dzień wcześniej, wyglądał raczej jakby szykował się do podróży.

- Mój stryj podzielił moje zdanie. Oficjalnie popieramy Kingsley'a Shacklebolt'a i macie nasze wsparcie na wypadek wybuchu wojny – Krum podpisał dokumenty i wstał, sięgając po torbę leżącą pod biurkiem. - Możemy ruszać.

- My? - blondyn spytał zdziwiony.

- Tak, warunkiem porozumienia jest moja obecność w Londynie i informowanie wuja na bieżąco o tym, co się dzieje w Anglii. I uprzedzając twoje pytanie – zdania nie zmienię, więc lepiej ruszajmy.

* * *

Mężczyźni przemieszczali się bezszelestnie po lesie. Postanowili unikać teleportacji – w ten sposób byli śmierciożecy łatwo mogliby przejrzeć plany Ministra Magii. Śpieszyli się i biegli najszybciej jak potrafili. I mimo że w podróży byli już od dwóch dni, praktycznie w ogóle ze sobą nie rozmawiali. Nagle jeden z nich przystanął i ruchem ręki zatrzymał współtowarzysza. Wiktora zaskoczył jego zachowanie i już miał o to spytać, gdy nagle usłyszał:

- Patrz – blondyn wskazywał coś pomiędzy drzewami. Po chwili i brunet dostrzegł to, co na pierwszy rzut oka było niewidoczne. Delikatne, srebrne nitki, tak starannie zamaskowane. Niewidoczne na pierwszy rzut oka. Nie zdążył nic odpowiedzieć, gdyż w ich stronę popłynął strumień ognia. A za nim rzucona została kolejna klątwa, której ledwie uniknął.

- Zasadzka – wyszeptał Krum.

- Brawo za spostrzegawczość – Draco odpowiedział ironicznie, dostrzegając jakąś postać wśród drzew. Od razu pobiegł w tym kierunku i rozpoczął walkę z napastnikiem.

* * *

- Kurwa! Po cholerę się wtrącałeś? Spieprzyłeś wszystko! – blondyn krzyczał na swojego współtowarzysza.

- Miałem mu pozwolić Cię zabić? – tym razem w głosie Kruma można było wychwycić ironię.

- Poradziłbym sobie sam!

- Pewnie. Tylko na chwilę zabrakło ci oddechu. – mężczyzna docinał mu szyderczo.

I miał w tym swoją rację. Podczas walki napastniki zaskoczył Malfoya. Zablokował jego ciało niewerbalnym zaklęciem i zaczął torturować. Rzucił na niego klątwę duszności i Draco udusiłby się, gdyby Wiktor nie wtrącił się w tym momencie. I to wcale nie z sympatii, jaką darzył potomka klanu arystokratów. Wiedział, że Hermiona nigdy nie wybaczyłaby mu tego, że nie pomógł jej mężowi. Dlatego też posłał w stronę przeciwnika jedno z zaklęć poznanych w murach Durmstrang'u. Było to Circumdaenam – klątwa piasku, który otaczał przeciwnika, tworząc kokon wokół jego ciała, jednoczśnie pozbawiając go powietrza. Mężczyzna początkowo strasznie krzyczał, jednak jego krzyk milkł z każdą sekundą. I już po kilku sekundach na ziemi leżało jego uduszone ciało. Stąd właśnie pretensje Draco. Blondyn nie mógł znieść tego, że był w tej sytuacji zależny od swojego towarzysza. Że sam by sobie nie poradził. Że zawdzięczał mu życie, a co za tym idzie łączyła ich od tej chwili magiczna więź. Najbardziej jednak to urażona męska duma krzyczała w jego duszy.

- Przez Ciebie nie wiemy nawet kim on był! Ani tego kto go nasłał!

- Ładne mi podziękowania ze uratowanie życia.

- Nikt Cię o to nie prosił! – mierzyli się wzrokiem, który mógł zabijać.

Przez chwilę panowała pomiędzy nimi cisza.

- To dziwne… – Draco spojrzał zdziwiony na towarzysza.

- Co jest dziwne?

- Ten mężczyzna w ogóle nie zwracał na mnie uwagi. On nie przyszedł by zabić nas, tylko Ciebie.

Malfoy patrzył nieobecnym wzrokiem przed siebie. Do takich samych wniosków doszedł przed chwilą. Miał jednak zbyt wielu wróg, z których największym był jego kuzyn. Zastanawiał się kto tym razem czyha na jego życie.

* * *

Kobieta wędrowała ulicami Londynu. Zawsze lubiła to miasto, a teraz wreszcie wróciła do kraju po kilku latach nieobecności. Zastanawiała się, jak jej dawni znajomi zareagują na jej powrót. Przed spotkaniem z nimi musiała zrobić jeszcze jedną rzecz. Skierowała swe kroki do kwiaciarni, znajdującej się na jeden z bocznych alejek ulicy Pokątnej. Delikatny zapach kwiatów unosił się w pomieszczeniu. Przechodziła wokół wazonów i zastanawiała się, co wybrać.

- Może w czymś pomogę?

Piwne oczy spotkały się z czarnymi.

- Pansy? To naprawdę Ty? - radośnie spytała Ginny. - Kiedy wróciłaś?

- Tak, to ja – odpowiedziała jej uśmiechem. - Wróciłam dopiero wczoraj i tak naprawdę jeszcze nie zdążyłam się rozpakować. Muszę jednak jeszcze zrobić jedną ważną rzecz i potrzebuję odpowiednich kwiatów.

- Opowiedz mi zatem coś więcej o okoliczności lub osobie, którą chcesz obdarować kwiatem, a ja pomogę Ci dobrać odpowiednie.

Przez chwilę panowała cisza. W końcu kobieta odezwała się cicho.

- Jest to kwiat dla osoby, którą straciłam dawno temu, ale z którą się jeszcze nie pożegnałam. Chciałabym to zrobić teraz. Chcę się pożegnać, ale także zapewnić, że nigdy jej nie zapomnę. Że zawsze będzie miała wyjątkowe miejsce w moim sercu.

Potter słuchała jej dokładnie, jednocześnie układając mały bukiet.

- Chcę jeszcze ją przeprosić za to, co zrobiłam. Wiem jednak, że postąpiłam słusznie, że to była najlepsza decyzja, jaką mogłam podjąć.

Przez chwilę w pomieszczeniu słychać było tylko dźwięk przycinanych kwiatów.

- Proszę. Oto Twoje kwiaty – rudowłosa podała kwiaty Pansy. - Barwinek to czułe wspomnienie, które masz związane z tą osoba. Wiciokrzew to symbol oddania, a jaśmin przywiązania. Nagietek to żal, a cyprus oznacza żałobę, którą nosisz w sercu. Fioletowy hiacynt jest prośbą o przebaczenie, a mirt z czerwoną różą zapewnieniem o twojej miłości. A okalają je niezapominajki, czyli obietnica tego, że nigdy o niej nie zapomnisz.*

- Dziękuję – wyszeptała wzruszona Parkinson. Kwiaty były idealne. Wyglądały dokładnie tak, jak chciała.

Zapłaciła za bukiet i pożegnała się z Ginny, zapewniając ją że wkrótce odwiedzi dom Potter'ów.

Wyszła na ulice Londynu, po czym teleportowała się w miejsce, do którego zmierzała. Szybko minęła wysoką, metalową bramą, prowadzącą na cmentarz. W tym miejscu zawsze panowała cisza. Nie dochodził tu śmiech. Stąpała bezszelestnie, przemierzając przez kolejne alejki. Wreszcie dotarła na miejsce. Prosty, marmurowy nagrobek, chowający w środku osobę, która znaczyła dla niej wszystko. Kobieta przyklęknęła i położyła na grobie kwiaty.

- Mamusiu wróciłam… – wyszeptała cicho.

* * *

Granger-Malfoy siedziała na parapecie. Było to jej ulubione miejsce do rozmyśleń. Widziała stąd rozgwieżdżone niebo, a ten widok zawsze działał na nią kojąco. Dziś też tak było. W jej czekoladowych oczach czaił się strach, troska o ukochanego. Bała się – od wyruszenia przez niego na misję, miała złe przeczucia. Chciała aby były to tylko urojenie jej przewrażliwionej duszy. Westchnęła cicho. Podkuliła kolana i objęła je ramionami. Chciała, aby Draco był już w domu. Mógłby się zachowywać jak dawniej – obco i obojętnie. Ale żeby był. Po prostu był.

* * *
* * *


*znaczenie kwiatów pochodzi z książki "Sekretny język kwiatów" V. Diffenbaugh