piątek, 26 lutego 2016

Uważaj czego pragniesz - rozdział IV



I oto już czwarty rozdział historii Draco i Hermiony.


Dedykowany mojej guru od sama wiesz czego - dziękuję za pomoc! Arcanum Felis


Beta: mariakoy





* * *
* * *

Promienie słońca poprzez firanki delikatnie wpadały do pomieszczenia. Oświetlały śpiącą parę. Kasztanowe kosmyki włosów kobiety rozrzucone były niedbale na poduszce. Jeden z promyków oświetlał twarz, sprawiając że na jej czole pojawiła się mała zmarszczka. Wtuliła się jeszcze bardziej w ukochanego, który obudził się właśnie w tym momencie. Był zdziwiony. Po raz pierwszy od bardzo dawna przespał w spokoju całą noc. Bez koszmarów nawiedzających go od dzieciństwa. Spojrzał na żonę przytuloną do niego. Przypomniał sobie wydarzenia z wczorajszej nocy. Taniec. Powrót do domu. I pocałunek… Tylko gdy ona była w pobliżu nie wiedział jak ma się zachować. Nie chciał nawet sam przed sobą przyznać, że małżeństwo z Hermioną zmieniło jego życie. Że dzięki niej odzyskał nadzieję na lepsze jutro. I że może przestał już być mścicielem…

* * *

Granger-Malfoy wciąż z zamkniętymi oczyma wyciągnęła ręce. Trafiła jednak na pustkę – znów leżała sama w łóżku. Przez chwilę pomyślała, że wydarzenia z poprzedniej nocy były tylko snem. Pięknym, ale mimo wszystko tylko snem. Zawinęła się kołdrą i patrzyła ze smutkiem na pustą połówkę łózka. Marzyła o tym, że któregoś poranka on w nim będzie, że obudzi się przy nim. Westchnęła cicho i udała się do łazienki.

* * *

Kobieta weszła do kuchni. Przystanęła zaskoczona, widząc w pomieszczeniu blondyna. Mężczyzna stał do niej tyłem. Nagle odwrócił się i zapytał:

- Witaj Hermiono. Masz może ochotę na kawę?

Pokiwała twierdząco głową i usiadła przy stole. Draco postawił przed nią kubek z ciepłym płynem. Spojrzała na niego z wdzięcznością i wzięła naczynie do ręki. Zachwyciła się aromatem kawy trzymanej w dłoniach – sam zapach kofeiny pobudzał ją już do działania. Napiła się gorącego płynu, a jej organizm zalała fala rozluźnienia. Od razu poczuła się lepiej. Malfoy usiadł koło niej.

- Na którą umówiłeś się z Ronem? – ciszę przerwała była gryfonka.

Spojrzała uważnie na twarz męża – w szczególności na jego oczy. Uwielbiała się w nie wpatrywać.

- Powiedział, że możemy przyjść jak tylko wstaniemy.

- On naprawdę ma zamiar świętować przez cały tydzień?

- Tak, przecież go znasz. Jak już się na coś uprze, to to zrobi.

- To prawda… Tylko jedna rzecz mu nie wyszła, nie mógł Ciebie odnaleźć… Mimo złożonej mi obietnicy – dokończyła nieco smutniej.

Zaległa pomiędzy nimi cisza. Hermiona powróciła do wspomnień. Tak bardzo cierpiała po odejściu Draco.

Nie było dnia, w którym by przez niego nie płakała. W którym by o nim nie myślała. Nie rozumiała tego, co się stało. Czemu tak nagle zniknął i zostawił ją bez wyjaśnienia? Pozostali członkowie Złotej Trójki bardzo ją wtedy wspierali. Wzięli nawet wolne w pracy i wyruszyli na poszukiwania arystokraty. Misja niestety zakończyła się bezowocnie. Blondyn z uwagą przyglądał się żonie. Widział, że zmienił się jej wyraz twarzy – stała się smutna. Położył delikatnie rękę na jej dłoni, czym oderwał ją od rozmyślań.

- Nie myśl już o tym. Najważniejsze, że znów jesteśmy razem.

Kobieta spojrzała na niego i skinęła delikatnie głową. W jego oczach znalazła obietnicę i spokój.

* * *

Granger-Malfoy siedziała przed toaletką i malowała się. Jej mąż czekał już na nią w salonie, a ona jak zwykle nie mogła się zdecydować, co ma założyć. W końcu postawiła na sukienkę w granatowym kolorze. Skromna, długości za kolano z szerokimi ramiączkami podkreślała jej urodę. Skończyła się malować i dołączyła do czekającego Draco. Gdy ją zobaczył nie mógł wyjść z podziwu. Nie odezwał się jednak słowem. Uśmiechnął się lekko i podał jej rękę. Według niego Hermiona wyglądała pięknie we wszystkim co założyła. W niczym nie przypominała tej dziewczyny sprzed lat z wieloma kompleksami.

Blondyn jednak nie wiedział jednej ważnej rzeczy – a mianowicie, że robi to wszystko dla niego. Że chce być piękna tylko dla niego.

* * *

Państwo Malfoy nie byli pierwszymi gośćmi Weasley'ów. Przed nimi zdążyli przyjść Ginny z Harrym. W przeciągu godziny posiadłość rodu Brown zapełniła się gośćmi. Świętowanie zaślubin Rona i Lavender na nowo się rozpoczęło. Jednak pomimo uśmiechów na twarzach wielu osób, ich serca były skażone bólem, wątpliwościami, smutkiem.

* * *

Tydzień zabawy, ucztowania, świętowania minął w mgnieniu oka. Teraz trzeba było tylko posprzątać całą posiadłość rodu Brown, co nie było takie łatwe. Rodzinny dom panny młodej wyglądał tak, jakby przeszło przez niego tornado. I faktycznie tak było. Był to huragan o nazwie Weasley'owie. Jeden członek klanu rudowłosych potrafił dobrze zamieszać, ale cała rodzina w jednym miejscu – aż dziwne, że nie skończyło się to jakimś wybuchem. Jednak rodzice blondynki byli szczęśliwi. Ich córka wyszła za mąż z prawdziwej miłości. Tylko oni na początku nie akceptowali tego związku. Chcieli, by Lavender poślubiła jakiegoś arystokratę i żyła szczęśliwa w bogactwie. Uważali, że relacja z najmłodszym synem Artura przyniesie trud i cierpienie ich jedynaczki. Z tego powodu wielokrotnie w ich domy wybuchały kłótnie. Panna Brown w tej sprawie była jednak nieugięta. Przeciwstawiła się woli ojca. Walczyła o możliwość bycia z ukochanym. I wygrała. Po raz pierwszy wyszła z ukrycia. Pokonała swoją nieśmiałość. Udowodniła swoją siłę. Opłaciło się, bo dziś mogła cieszyć się swoim małżeństwem w pełni.

Pan Brown stał na balkonie i spoglądał na ogród, okalający posiadłość. Niebieskie oczy utkwione były szczególnie w jednym miejsce – różany ogródek szczególnie uwielbiany przez jego córkę. I to właśnie o niej myślał w tej chwili. Dzisiejszego dnia Lavender wyprowadzała się z domu. Doskonale wiedział, że ten dzień musiał w końcu nastąpić. Nie przypuszczał jednak, że nastąpi tak szybko. Przed sobą samym nie umiał ukryć faktu, że jest mu z tym bardzo ciężko. Oddawał w końcu swoją córkę, która teraz domem będzie nazywała zupełnie inne miejsce. A czas spędzny w posiadłości rodzinnej pozostanie tylko kolejnym zamkniętym etapem jej życia. Szczególnie będzie mu brakowało jej śmiechu, rozbrzmiewającego w całym budynku. Od dziś na co dzień będzie mógł się w niego wsłuchiwać Ronald. Westchnął cicho. Przypomniał sobie, jak bardzo ranił w przeszłości swoją córkę. Słowami i czynami, a ona nigdy się na nic nie skarżyła. Wszystko zawsze przyjmowała godnie, z honorem. Tylko jeden raz sprzeciwiła się jego woli – wtedy, gdy kazał zakończyć jej związek z Weasley'em. Na zawsze zapamiętał jej krzyk z tamtego dnia. Łzy, spływające po jej policzkach. I trzask drzwi. To trzaśnięcie jakby otworzyło mu oczy. Wtedy właśnie zrozumiał, że Lavender nie jest już małą dziewczynką. Że stała się silną kobietą, walczącą o to, co dla niej ważne. Nigdy jej tego nie powiedział, ale podziwiał ją wtedy za tę odwagę. Walkę o bycie z ukochanym. Udało się jej osiągnąć cel – przekonała rodzinę, że tylko z Ronem może być szczęśliwa. Westchnął i odwrócił wzrok od ogrodu. Za dużo było w nim wspomnień związanych z jego córką. Dziecka, które utracił na zawsze. Zamiast małej dziewczynki miał już przed sobą dorosłą, pewną siebie kobietę. Kochającą i kochaną.

Mężczyzna odwrócił się, gdy usłyszał dźwięk otwierających się drzwi. Weszła przez nie blondynka.

- Przeszkadzam? – zapytała cicho.

- Nie. – ojciec popatrzył na nią z uwagą.

Jego odpowiedź zadowoliła ją, dlatego wciągnęła Rona do pokoju. Pan Brown widział ogromny uśmiech na twarzy córki. Czuł radość jaka od niej biła. W jej oczach, tak samo niebieskich jak jego, dostrzegał ogrom miłości. Uczucia, jakim obdarzyła męża. Uśmiechnął się – wiedział, że oddaje córkę w dobre ręce. Był szczęśliwy.

- Przyszliśmy się pożegnać… – kobieta zaczęła cicho.

Podeszła do ojca i się do niego przytuliła. On objął ją mocno. Trwali tak przez chwilę. Potem mężczyzna pocałował ją w czoło i wziął za rękę, którą podał rudowłosemu.

- Opiekuj się nią. – powiedział, patrząc na Wesley'a.

- Przy mnie nic złego się jej nie stanie.

Na twarzach całej trójki gościły uśmiechy.

* * *

Blondyn spoglądał w niebo usiane gwiazdami. Jego myśli krążyły chaotycznie. Myślał o rodzicach. Kuzynie. O zemście. O obietnicach, które złożył i których to nie dotrzymał. O żonie – kobiecie, która sprawiła, że mógł choć na chwilę zrzucić maskę. Dzięki której dostrzegał inny cel niż tylko pomszczenie rodziny. Na nim spoczęło zadanie odbudowy rodu. Chciał aby nazwisko Malfoy ponownie zajęło godną pozycję w świecie czarodziejów.

* * *

Kobieta siedziała przed toaletką i kończyła się malować. Chciała wyglądać przepięknie. W swojej głowie miała już ułożony plan odzyskania ukochanego. Wzięła nawet krótki urlop w pracy, by móc zrealizować swoją taktykę i być bliżej Pottera. Musiała zrozumieć czemu poślubił on rudowłosą. Czego zabrakło jej – a co miała jedyna córka Molly? Rozumiała fascynację Ginny, gdy ta grała zawodowo w quidditcha – nie raz spotykały się podczas meczu. Wybraniec związał się jednak z kobietą, gdy ta po 5 latach gry zrezygnowała z drużyny i otworzyła kwiaciarnię. Związała włosy w kucyk i opuściła hotelowy pokój. Miała nadzieję, że spacer poprawi jej humor. Być może los postawi na jej drodze kogoś interesującego?

* * *

Mężczyzna siedział w swoim gabinecie i przeglądał dokumenty. Na jego twarzy widać było wyraz zdenerwowania. Nie mógł uwierzyć w to, co czytał. Jego ręka, trzymająca pergamin zaczęła się trząść. Wypuścił go z dłoni, a twarz ukrył w dłoniach.

- Dlaczego właśnie teraz? Dlaczego mam psuć tą radość i spokój, który wreszcie zapanował w czarodziejskim świecie?

Oblicze zagrożenia było jednak zbyt duże, by móc je zlekceważyć.

- Panno Sune! – krzyknął.

Kobieta weszła do pomieszczenia. Zauważyła wszędzie porozrzucane papiery, które ktoś będzie musiał posprzątać. Tym kimś oczywiście była ona.

- Tak?

Czarnoskóry nawet na nią nie spojrzał. Pośpiesznym ruchem pióra skreślał słowa na pergaminie. Dokumenty zwinęła w rulonik i podał go asystentce.

- Sprowadź do mnie jak najszybciej te osoby.

- Dobrze. – czarnowłosa ukłoniła się i wyszła.

Shacklebolt ponownie został sam.

* * *

Draco patrzył zdziwiony na pergamin z wezwaniem do Ministra Magii. Zastanawiał się, czemu został do niego wezwany. I dlaczego miał się stawić w trybie natychmiastowym.

- Coś się stało? – zapytała kobieta, widząc reakcję męża.

- Kingsley mnie do siebie wzywa. Mam się u niego stawić jak najszybciej.

W jej czekoladowych oczach można było dostrzec zaskoczenie. Ale także i strach. Nagłe wezwania praktycznie zawsze oznaczały misje. A te pilne wezwania – te niebezpieczne. Nie pokazała jednak po sobie, że jest zmartwiona tą wiadomością.

- Muszę tam iść – stalowe tęczówki wpatrywały się z uwagą w jej twarz.

Czekał na jej reakcję.

- Dobrze. Mam nadzieję, że wszystko jest w porządku – podniosła na niego wzrok.

Przez chwilę wpatrywali się w siebie, po czym mężczyzna się teleportował. Hermiona została sama w pomieszczeniu. Objęła się ramionami – czuła chłód, rozchodzący się po jej ciele. Martwiła się. Przeczuwała, że stało się coś złego.

* * * 
* * *


4 komentarze:

  1. Bardzo dziękuję za dedykację :) polecam się na przyszłość :D
    Mam mieszane uczucia jeśli chodzi o rozdział. Z jednej strony rozśmieszyli mnie Weasleyowie a raczej to co po sobie zostawili w rodzinnym domu Lavender. Z drugiej strony związek Draco i Hermiony jest taki smutny :( mam nadzieję, że jeszcze będą szczęśliwi.
    Te tajemnice Draco bardzo mnie ciekawią i to dlaczego został wezwany do ministerstwa.
    Oczywiście czekam na dalszy ciąg i życzę weny :)
    Pozdrawiam
    Arcanum Felis

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tajemnice Draco i jego zachowanie zostanie za jakiś czas wyjaśnione.
      Cieszę się, że fragment z rodzinnym domem Lavender się podobał. Bardzo go lubię, bo pokazuje pannę Brown z innej perspektywy. :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Być może sama sobie spojleruję, ale czy wezwanie Malfoya ma coś wspólnego z widmem wojny, o którym mowa była w zapowiedzi opowiadania? – może lepiej nie odpowiadaj, chcę mieć niespodziankę :D
    Bardzo lubię Lavender u Ciebie. Podoba mi się jej walenczność - zazwyczaj w Dramione kojarzę ją, jaką kochankę Rona, bo w końcu z kimś musi zdradzić Hermionę, aby była z Draco, a tu taka niespodzianka. Właściwie, to cieszę się, że ani ona, ani Ron nie są tymi złymi.
    Rozdział - jak zwykle - cudowny ❤
    Czekam na kolejny, bo jak inaczej?
    Pozdrawiam i życzę weny!
    Feltson

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nad światem Czarodziejów krąży widmo wojny. Wielu sobie nie zdaje z tego sprawy, a Minister próbuje do niej nie dopuścić.
      Lavender i Ron - chciałam ich pokazać z innej perspektywy. Lubię ich w takim wydaniu. :)
      Pozdrawiam!

      Usuń